22.08.2010, 12. Letni Ogród Teatralny.
Śląski Teatr Lalki i Aktora Ateneum (Katowice)
Skarb Babuchy Burczymuchy
Reżyseria: Stefan Kulhanek
Występują: Katarzyna Prudło, Piotr Gabriel, Bartosz Socha
Był sobie smok
Śląski Teatr Lalki i Aktora Ateneum przyzwyczaił już małych (i tych starszych) odbiorców do spektakli baśniowych, precyzyjnych i urzekających. Historii „Skarb Babuchy Burczymuchy” nie można niczego zarzucić – ani od strony gry aktorskiej, ani od strony scenografii, ani od strony tekstu. Wszystko tu cieszy i intryguje, zachwyca i rozbawia – przy podtrzymywaniu wrażenia o magicznych niemal możliwościach, jakie daje scena. Katarzyna Prudło, Piotr Gabriel i Bartosz Socha już od wprowadzającej w spektakl piosenki sugerują, że będzie się w tym przedstawieniu działo coś niezwykłego – i faktycznie wrażenie to konsekwentnie potwierdzają.
Tym razem Ateneum nie przełamuje bariery między aktorami a dziecięcą publicznością (a jeśli już, to decyduje się na ten krok bardzo rzadko). Pokazuje opowieść, w której nie mogą mali odbiorcy uczestniczyć – ale dzięki temu właśnie ma szansę na wytworzenie niepowtarzalnej atmosfery, posmaku prawdziwej sztuki. W pewnym momencie zostaje za to przełamana konwencja baśniowości i jeden z aktorów przypomina o swojej profesji – to odejście od roli ma wydźwięk autoironiczny; zresztą dowcipnych wstawek rodem z pozabajkowego świata jest tutaj znacznie więcej (najbardziej chyba absurdalną w kontekście historii okazuje się uwaga, dopełniająca charakterystykę Babuchy Burczymuchy, która to czarownica „bez przerwy sprzęga mikrofon”). Sporo tu humoru – rodzice, żegnający księcia, przypominają mu, by zapinał zbroję pod samą szyję, na konia wsiadał na właściwą stronę, nie wyprzedzał i włączał światła – drobiazgi takie ucieszą także zapewne, poza maluchami, ich rodziców, którzy na „Skarbie Babuchy Burczymuchy” nudzić się nie będą.
Książę Aleksander doskonale zna bajkowe konwencje. Wie, że powinien wyruszyć w świat, by spotkać miłość swojego życia, piękną księżniczkę. Na drodze do niepoznanej jeszcze lubej staje mu oczywiście smok o trzech głowach – i tutaj schemat się kończy. Bo smok nie jest groźny (zresztą nie może być groźny ktoś, kto ma na imię Ciuńcio, prawda?), księżniczek nie jada, a z dzielnym księciem chciałby się zaprzyjaźnić. Odtąd Aleksander wraz ze swoim zielonym kompanem będzie przemierzać świat w poszukiwaniu księżniczki. Na drodze stanie im banda niewysokich zbójców, których na szczęście da się przechytrzyć – i sprytna, złośliwa Babucha Burczymucha. Czarownica nie cofnie się przed niczym – jeden smok i jeden (niezbyt odważny) książę nie są przeszkodą, gdy w grę wchodzi odzyskanie cennych łupów.
Na scenie pojawia się zaledwie parę rekwizytów, do najważniejszych należy stara szafa o magicznych właściwościach. Rumaka dla księcia (który sam jest marionetką) łatwo można zrobić z odpowiednio przytrzymanego koca, a na smoka Ateneum dawno już znalazło patent. Urocza narratorka przekształca się w groźną Babuchę Burczymuchę jednym ruchem ręki (do fałdów spódnicy z tyłu ma przyczepioną maskę czarownicy) – to wszystko daje efekt wprost olśniewający, od sceny – choć przecież ascetycznie zabudowanej – nie można oderwać wzroku.
Spektakl uzupełnia kilka zaledwie piosenek – parę razy mali odbiorcy mają szansę przyswoić sobie prawdy o szczęściu płynącym z posiadania prawdziwego przyjaciela. Piosenki zostały wplecione w przedstawienie tak, by podzielić je na kilka wyrazistych części i przynieść wytchnienie po trudniejszych scenach. Książę i smok dostarczają widzom sporo rozrywki i – rzecz jasna – kilku ważnych przesłań. Nie obędzie się bez czarów (wykreowanie drugiego smoka, czyli, praktycznie, zduplikowanie jednego z bohaterów, to motyw, przy którym maluchy przecierają ze zdumienia oczy) i bez szczęśliwego zakończenia. W „Skarbie Babuchy Burczymuchy” liczy się jednak przede wszystkim pięknie zrealizowana opowieść, w której mnóstwo jest powodów do śmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz