Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.
Rytm natury
Frances Mayes to jedna z tych autorek, które tworzą wręcz modelowe opowieści spod znaku toskanianów. Tomem „Codzienność w Toskanii” po raz kolejny przekonuje, że warto zwolnić tempo i rozkoszować się urokami wiejskiego życia, oprowadza też odbiorców po ciekawych zakątkach regionu. Układa następny przewodnik literacki i pozwala czytelnikom na rozkoszowanie się dziełami sztuki oraz… smakami Toskanii. Spokojny rytm tej historii znakomicie harmonizuje z życiową filozofią Mayes.
Nie ma w książce tak charakterystycznego dla wielu tomów motywu zderzenia różnych kultur, obyczajów i doznań – chociaż jeszcze na początku autorka dziwi się, że nikt nie protestuje głośno przeciwko chybionemu pomysłowi budowy basenu. Konsekwencje zdecydowanego działania przechodzą wyobrażenia Frances Mayes i nadają książce niespodziewanej dramaturgii, jakiej próżno by zwykle się w toskanianach doszukiwać. Spacery po antycznych miastach przetykane są w „Codzienności w Toskanii” niespiesznymi wywodami na temat sztuki. Wplatane w tekst informacje o życiorysach artystów czy o miejscach, które warto zobaczyć łatwiej przyswaja się, kiedy są obudowane melodyjną, smakowitą narracją. Frances Mayes lubi opisywać smaki Toskanii, ale również uwielbia rozkoszowanie się słowem – w jednym z rozdziałów przedstawia nawet tajniki swojego warsztatu. Opowiada o próbach uchwycenia nastrojów chwili, rejestrowaniu ulotnych myśli i urzekających sformułowań. W odkrywaniu ulirycznianych fraz pomaga jej tempo egzystencji.
W pewnym momencie Frances Mayes wplata do swojej książki inną konwencję, być może trochę rujnującą wizję sielskiego życia w oczach czytelników: zaczyna mianowicie rozpływać się w zachwytach nad swoim wnukiem, dzieckiem, które – wzorem babć – uważa za najinteligentniejsze, najsprytniejsze i najzdolniejsze na świecie. Opisy dań, które potrafi przyrządzić kilkulatek przypominają typowe przechwałki dumnych dziadków – lecz już przypisywanie maluchowi jednoznacznego uwielbienia dla tego typu prac jest przesadą: w tym wypadku brak obiektywizmu okazuje się bardzo widoczny.
Autorka skupia się jednak przede wszystkim na zmysłowych doznaniach. Toskania w jej ujęciu jest pełna kolorów, zapachów i smaków. „Codzienność w Toskanii” ma przenosić czytelników do miejsca, które Mayes uczyniła swoim domem – ma przenosić i ma zachwycać, bo większość opisów z zachwytu płynie. Plastycznie przedstawione krajobrazy pełne są słońca i spokoju, rozleniwienia i przyjemności – te emocje mogą udzielać się odbiorcom, którzy w toskanianach podobnej harmonii zresztą poszukują. Frances Mayes chętnie łączy odczucia, posługuje się działającymi na wyobraźnię skojarzeniami – u niej ściany kościoła mogą być blade jak sok cytrynowy, a bezy to obłoczki przekładane kremem. Nie zawsze jest tak przyjemnie: sprzeciw co wrażliwszych czytelników, niekoniecznie wegetarian, będą raczej wzbudzać komentarze dotyczące przeznaczonych do zjedzenia zwierząt. Trudno o przypływ apetytu przy wspomnieniu dopiero co schwytanych przepiórek z ukręconymi łebkami, chociaż dla zintegrowanej z rytmem przyrody autorki taki dysonans nie stanowi przeszkody w prezentowaniu zmysłowej uczty. Wiele rozdziałów zamykają typowe dla regionalnej kuchni przepisy, opatrzone jeszcze dodatkowo komentarzem. Można zatem trochę poeksperymentować przy gotowaniu i przywołać smaki Toskanii. Miejscowe specjały przeważnie znajdują stałe miejsce w toskanianach – u Frances Mayes czasem przybierają egzotyczną formę, to między innymi przepis na kurczaka spod cegły.
Tom podzielony jest na dwie części – zimowo-wiosenną i letnio-jesienną, co doskonale pasuje do spokojnego rytmu opowieści, zsynchronizowanej z prawami natury. Dla autorki najważniejsze okazuje się spokojne życie w zgodzie z przyrodą, pełne drobnych przyjemności i wolne od stresu. Jednocześnie „Codzienność w Toskanii” staje się gloryfikacją takiego pomysłu na egzystencję – ci, którzy marzą o uwolnieniu się od zwyczajnej bieganiny i zmartwień, mogą iść w ślady autorki. Niezdecydowanym na rezygnację z dotychczasowych przyzwyczajeń pozostaje smakowita lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz