Nowy Świat, Warszawa 2010.
Ulotne słowa
Anna Janko jako poetka nie każdemu przypadnie do gustu. Jej twórczości dałoby się przyczepić etykietkę „poezja kobieca” – bez względu na reakcje, jakie to określenie wywołuje. Janko w swoich wierszach nie sili się na oryginalność treści czy formy, posługuje się charakterystycznymi schematami i pisze teksty, w których najważniejszy okazuje się ulotny nastrój, a obok niego wrażliwość (momentami aż chciałoby się napisać – nadwrażliwość), tęsknota, czułość i stała potrzeba bliskości. Na pewno nie są to wiersze pisane z pomysłem, zamykane celną puentą, wyrastające z niebanalnego spostrzeżenia i zderzające realizm z metaforami. Są te wiersze lekko pensjonarskie, grupą odbiorców na pewno zachwyconą będą nastolatki poszukujące tekstów o pięknej miłości, upoetycznione bądź stylizujące się na poetki, wielbicielki Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i seriali obyczajowych. Wielbiciele lingwizmu, odważnych i zdecydowanych rozwiązań, zaskoczenia i oryginalności nie mają czego w „Wierszach z cieniem” szukać. Wszystko w porządku, jeśli stawia się znak równości między słowami poezja i wrażliwość – ale dla mnie te dwa pojęcia nie są jednak tożsame.
Anna Janko obok wierszy wolnych sięga po bardziej klasyczne formy, decyduje się na rymowane piosenki – i chociaż często budzi tym zachwyt krytyków (nie wiadomo jakimi przesłankami się w tym momencie kierujących), popada, raczej nieświadomie, w kicz. Przede wszystkim dlatego, że sięga po współbrzmienia zbanalizowane do przesady – rym „niebie – ciebie” to już grafomania, estetyczne wykroczenie, przed którym ostrzega się nawet piszącą młodzież. Janko tę parę wyrazową eksploatuje bez przerwy i do znudzenia. Nie może imponować formą utworów, jeśli od strony warsztatowej ta forma okazuje się zwyczajnie słaba, jakby sprzed epoki skamandrytów. O rymach gramatycznych nie będę już tym razem pisać – nie zawsze częstochowszczyznę da się usprawiedliwić stylizacją.
Co ciekawe, nie ma w „Wierszach z cieniem” nic, co mogłoby na dłużej przykuć uwagę, nie ma tekstów, które chciałoby się zapamiętać, nic nie próbuje nawet przeniknąć do świadomości czytelników. Ot, ulotne impresyjki, notowane pod wpływem chwili spostrzeżenia bez międzywersowej czy międzysłownej iskry. Przesycone emocjami, górnolotnością i ciągłymi odwołaniami do wielkich uczuć teksty dość szybko powszednieją, Anna Janko swoim pisaniem znieczula na to, co powinno się odbierać jako ważne – lecz chyba nie taki był jej cel. Problem w tym, że „Wiersze z cieniem” można odczytywać entuzjastycznie – albo odrzucać przez obojętność. Janko nie mówi nic nowego, nie szuka atrakcyjnych sposobów przedstawienia tego, co wypowiedziane. Ślady intertekstualności, zamiast budować intrygującą sieć międzywierszowych relacji, boleśnie przypominają o pewnej bezradności autorki, powtarzalności tematów i fraz.
Anna Janko próbuje definiować tęsknotę, notując, że „każde spotkanie to rozkwitające pożegnanie”. Przypomina, że drugi człowiek jest niezbędny do widzenia świata. Dla wymarzonego uczucia skłonna jest – jako bohaterka wierszy – do wielu metamorfoz. By wzbogacić liryczne interpersonalne podróże, wybiera oddalenie czasowe (tak jest w „Prawieczorze”), innym razem sięga po pastisze, zresztą w „Wierszach z cieniem” sporo jest różnych gatunków, efektów ciągłych poszukiwań, a może tylko literackich popisów.
Tomik „Wiersze z cieniem” równie łatwo znajdzie swoich zwolenników jak i przeciwników. Ci pierwsi docenią eteryczność utworów, nastawienie na efemeryczne doznania i ponadczasowe uczucia, wrażliwość i wysoki stopień zaangażowania emocjonalnego. To zbiorek dla tych czytelników, którzy poszukują w poezji nastrojowości, „lirycznego” klimatu i wyrażania tego, co do wyrażenia bywa naprawdę trudne. Nie należę do miłośników podobnych wierszy, lecz zdaję sobie sprawę z tego, że wielu czytelników może być tą książką zachwyconych.
Przy dzisiejszej modzie na mizerię, czyli wierszy bez treści, ciężkich, nudnych, wlokących się jak popękany asfalt, wiersze Pani Janko, to perełki, jakich szuka czytelnik. Mam dość w poezji brzydkich wyrazów, albo przegadania, ślęczenia ze słownikiem nad wierszem, lub zastanawianiem się nad treścią, z której nic nie wynika, a która jest pianiem krytyków. Poeta i krytyk - to dwa różne światy. Najchętniej odlatujące ciała w kosmos. Mądrale, którzy poezję zamienili na miazgę, papkę, której nie można przełknąć.- Maryla
OdpowiedzUsuńno właśnie dla mnie teksty Anny Janko są przegadane i nudne, może dlatego, że nie ma tu wierszy, których bym zazdrościła. Nie piszę tego z pozycji krytyka, a czytelnika właśnie
OdpowiedzUsuńAby poczuć coś więcej niż własny czubek nosa trzeba być poetą, a nie tylko kobietą-krytykiem.Biorąc jednak pod uwagę aspekt psychologiczny, to ma Pani Pani Ani czego zazdrościć. Kobiety są ze swojej natury zazdrosne, i żadne deklaracje nie są prawdziwe. To tak jak z dochowywaniem tajemnic. Czy się to Pani podoba, czy nie a ja uważam, że wiersze Pani Janko są piękne i będę je kupowała, dokąd będą dostępne na rynku.Pani subiektywna opinia mnie nie przekona.Chyba, że dostanie Pani nagrodę Nobla w dziedzinie poezji, no może, ale nie wiem, może troszkę, ale jednak po dłuższym zastanowieniu to chyba jednak nie. Rzucam się do nóżek. - Maryla
OdpowiedzUsuńKupiłem wczoraj wiersze pani Ani. Dawno nikt tak mnie nie przeniósł w świat poezji. Wiersze mądre dojrzełe i kobiece - w końcu przez kobietę pisane.
OdpowiedzUsuńW wierszach treści tyle ile być powinno.
Jednym zdaniem - "Wiersze z cieniem" śmiało mogę polecić.
Jan