Akapit Press, Łódź 2010
Czemu szkodzi złość
Przeważnie bohaterki powieści dla nastolatek budzą sympatię czytelniczek. W pophistoriach pojawiają się zwyczajne dziewczyny z problemami – odbiorczynie mają się zatem z kim utożsamiać. Ale Janette Rallison przełamuje tę konwencję i wybiera sobie postać, którą polubić trudno. Samantha prezentuje często spotykany typ wyniosłej piękności, przekonanej, że wszystko jej się należy. Wygórowane mniemanie o sobie wiąże się z ciągłymi złośliwościami, kierowanymi pod adresem innych. Nie ma w tym pozy, Samantha naprawdę wierzy we własną wyjątkowość i szczerze dziwi się, gdy ktoś nie podziela jej zdania. Dziewczyna myśli tylko o randkach i chłopakach, a ponieważ nie poświęca czasu na sprawy tak przyziemne jak nauka, oblewa egzaminy końcowe. Kreacja pustej idiotki to dość ryzykowne posunięcie: bezdyskusyjnie przyjmą ją z pewnością rozmiłowane w młodzieżowych serialach nastolatki i kopie sportretowanej tu postaci – tyle że one rzadziej sięgają po nieobowiązkowe lektury (nieczęsto sięgają i po obowiązkowe). Samantha natomiast przeczytała mnóstwo romansów, w każdym znalazła ideał faceta – jest więc przekonana, że „tacy faceci na pewno istnieją, bo w każdej takiej historii jest ziarno prawdy”.
Żeby oswoić bohaterkę, Janette Rallison traktuje ją od samego początku bezlitośnie. Dziewczyna oblewa egzaminy, a wyniki ukrywa przed rodzicami (to zachowanie, które wymownie świadczy o braku dojrzałości, chociaż egzaminy są przez tłumaczkę określane jako matura). Zasadniczym problemem Samanthy staje się brak partnera na bal – dziewczyna postanawia więc oczarować jednego ze swoich byłych. Tymczasem musi się jeszcze na dwa tygodnie wyrzec złośliwych komentarzy – ze względu na zakład, jaki zawarła z Loganem – dawnym, dalekim od ideału chłopakiem. Nie koniec na tym: by zwiększyć szansę dostania się na studia, Samantha ni z tego ni z owego wymyśla, że wystartuje w wyborach do samorządu (uznając, że jest na tyle znana i lubiana, że bez trudu prześcignie konkurencję). Chce udowodnić wszystkim, że nie jest głupiutką cheerleaderką, lecz im bardziej się stara, tym trudniej w jej deklaracje uwierzyć.
Janette Rallison postanowiła napisać książkę o tych dziewczynach, które do tej pory w literaturze czwartej pojawiały się jedynie w drugoplanowych rolach czarnych charakterów, nie budziły sympatii i przeszkadzały głównym – miłym bohaterkom w osiągnięciu celu. Pouczenie dla młodych czytelniczek ma tu stanowić nie – jak w klasycznych publikacjach – opozycja dobro-zło, a niedokończona (zapewne dla uniknięcia oskarżeń o tendencyjność) metamorfoza postaci, która musi zrozumieć niewłaściwość swojego postępowania. „Wszystkie chwyty dozwolone” to książka wymagająca – ironia polega tu na przerysowaniu cech charakteru Samanthy i może się tak zdarzyć, że nie zostanie przez część odbiorczyń wyłapana.
Mamy tu do czynienia z poppowieścią o wielowątkowej fabule. Kreacja głównej bohaterki nie została przesadnie skomplikowana, za to ilość poruszanych w książce zagadnień wynagradza czytelniczkom obecność „płaskiej” postaci. Rallison prowadzi równolegle kilka motywów, z których każdy ma spore znaczenie dla egzystencji Samanthy – i znajdzie też proste przełożenie na porady dla małych odbiorczyń. Dla nastolatek atutem powinien być w tej książce język – kolokwialny, młodzieżowy, emocjonalny i przesadzony; autorka stara się mówić do odbiorczyń w ich stylu, by łatwiej było do nich dotrzeć.
„Wszystkie chwyty dozwolone” to powieść, która – chociaż wpisuje się w nurt młodzieżowych prostych opowiastek w rytmie pop – nie powiela najbardziej charakterystycznych rozwiązań konstrukcyjnych. Mimo dość optymistycznego zakończenia, Janette Rallison nie cukruje świata młodych dziewczyn i nie udaje, że życie nastolatek – nawet tych przesadnie złośliwych – jest łatwe.
Super! :D A ksiażka szczerze mówiąc mało mi się podobała...
OdpowiedzUsuń