wtorek, 27 kwietnia 2010

Zdzisław Kaliciński: O Starówce, Pradze i ciepokach

Zysk i S-ka, Poznań 2010 (wznowienie).


Warszawa sprzed lat

Małgorzata Kalicińska w autobiograficzno-memuarowych „Fikołkach na trzepaku” pisała o książce swojego ojca, która stała się inspiracją do snucia własnych wspomnień o świecie dzieciństwa. Dzięki wznowieniu i książka ojca trafi z powrotem na księgarskie lady – a „O Starówce, Pradze i ciepokach” Zdzisława Kalicińskiego na uwagę zasługuje, dziś nawet chyba bardziej niż „Fikołki”.

Otrzymują odbiorcy książkę o Warszawie przedwojennej, widzianej oczami chłopca, ale uzupełnianej o szczegółowe informacje odnalezione przez dorosłego. Otrzymują książkę osobistą, ciepłą i napisaną pięknym, obecnie już nieużywanym, językiem. Archaiczny styl nie będzie przeszkodą w lekturze nawet dla młodych odbiorców – przede wszystkim dlatego, że Zdzisław Kaliciński prezentuje w tej opowieści gawędziarski talent. „Przedwojenny” sposób prowadzenia narracji podsyca niezapomnianą atmosferą opowieści i sprawia, że przez tekst przeniosą się czytelnicy do świata, którego już nie ma, mało tego – do świata, który znał tylko autor, bo w końcu Kaliciński nie zamierza wypierać się subiektywnego spojrzenia.

Króluje w tej historii opis. Zdzisław Kaliciński daje czytelnikom coś w rodzaju bedekera – razem z nim przemierzać można ulice starej Warszawy, autor snuje wspomnienia dość drobiazgowo, jakby w wyobraźni po raz kolejny szedł sobie znanymi szlakami. Na podstawie jego książki można by narysować precyzyjny plan kilku dzielnic Warszawy – wzbogacony o informacje, jakich nie znajdzie się w żadnym przewodniku. Udało się autorowi uchwycić codzienne życie, jego naturalny rytm i kształt. Na kartach publikacji ożywają nieistniejące już miejsca, a ludzie, którzy dawno rozstali się ze światem, powracają do pamięci potomnych, unieśmiertelnieni w prywatnej historii.

Dziecko, które dopiero się uczy, chłonie świat wszystkimi zmysłami. Po latach jest w stanie dość precyzyjnie odtworzyć doznania związane z zapachami i smakami sielskiego okresu – i Kaliciński daje upust właśnie tym na zawsze zapamiętanym wrażeniom, dzięki czemu jego opowieść na pewno nie należy do banalnych. Ta historia tętni życiem, przez co wciąga i zapewnia szybką oraz przyjemną lekturę. W wielu powieściach próbuje się dzisiaj bezskutecznie oddać klimat dwudziestolecia międzywojennego – ta sztuka Kalicińskiemu naprawdę się udała, a sedno sukcesu tkwi w połączeniu celnych obserwacji i brawurowego sposobu ich przedstawiania.

Autor w pierwszej części książki skupia się na obyczajowości, zbiór obrazków z dzieciństwa poprzedza opisy pomysłów na spędzanie wolnego czasu czy typowych rozrywek warszawskich rodzin. Drugą część rozpoczyna opowieścią o papierni w Jeziornie – tu liczy się rytm dnia w fabrycznej osadzie, więc, jak łatwo stwierdzić, zmienia się koloryt historii. Trzeci etap wędrówki stanowią zwyczaje kultywowane na Pradze. Kaliciński prowadzi odbiorców przez trzy domy – dwa tworzone przez babcie i jeden – własny. Centrum zainteresowania i spoiwem relacji jest zawsze rodzina – autor wprowadza odbiorców w anegdoty obrazujące rodzinne więzi, sprawia, że jego bliscy automatycznie staną się ważni dla wielu czytelników – to unieśmiertelnianie ludzi, którzy zwyczajnie odeszliby w zapomnienie, a już na pewno nie wpisaliby się w świadomość publiczności literackiej.

Ma ta książka entuzjazm młodego człowieka, jakby wyjętego z wczesnych wierszy Tuwima, szczęśliwego i chłonącego rzeczywistość. Ma doświadczenie dojrzałego, który potrafi spojrzeć wstecz i nadać wspomnieniom sensowny rytm. Ma ciepło człowieka, pragnącego cały świat zaprosić do swojego domu i ugościć bez zbędnych pytań. Zdzisław Kaliciński udowadnia, że każdy nosi w sobie materiał na książkę – bo nawet najbardziej prywatne, jednostkowe doznania można przekuć na pasjonującą lekturę. Historia ta jest niewolna od emocji, dramatów i małych radości, zainteresuje ciekawych obyczajowych przemian – niekoniecznie warszawiaków.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz