niedziela, 25 kwietnia 2010

Krystyna Śmigielska: Tekla i płaczący braciszek

Skrzat, Kraków 2010.

Oswajanie

Wielki powrót Tekli zapewnia małym odbiorcom Krystyna Śmigielska. Nareszcie – wydawało się bowiem, że tak dobra publikacja powinna doczekać się kontynuowania. Skrzat opublikował właśnie „Teklę i płaczącego braciszka” i ta pozycja przynosi wszystkie pozytywne i warte pochwały rozwiązania, które tak cieszyły w klasycznej w duchu „Tekli”. Zaczarowana lalka, potrafiąca dogadywać się z rozczarowanymi rzeczywistością kilkulatkami przybywa znów do pewnej małej bohaterki, by pomóc jej zaakceptować nową sytuację w domu.

W pierwszej części, wydanej w 2008 roku, Tekla była prezentem dla Jagody – małej, rozkapryszonej i niegrzecznej dziewczynki. Przez rok uczyła swą przyjaciółkę dobrych manier, wzbudzała w niej dobre uczucia, kształtowała potrzebę przyjaźni i miłości, a jednocześnie hamowała egoistyczne odruchy dziecka. Po roku poprosiła o oddanie jej do dziwnego starego sklepu, by mogła służyć innym dzieciom. Teraz używana lalka o staroświeckim imieniu i magicznych zdolnościach ma być gwiazdkowym prezentem dla Wiktorii. Wiktoria różni się od Jagody – nie jest samolubna ani niegrzeczna, ma za to inny problem: wkrótce przyjdzie na świat jej braciszek. Dziewczynka boi się, że straci przez to miłość rodziców – z góry nastawia się nieprzychylnie do nowego członka rodziny i przysparza przez to mamie i tacie sporo trosk. Jedynie Tekla umie przetłumaczyć Wiktorii, że mały Kamilek da się lubić i wcale nie odbierze nikomu miłości. Dzięki odrobinie czarów pomaga kilkulatce zrozumieć niemowlę i sprawia, że rozpraszają się obawy Weroniki.

Krystyna Śmigielska w poprzedniej książce postawiła na wychowywanie maluchów. Tu zwraca uwagę na ogromny problem – cały zestaw lęków i obaw, z którymi zmierzyć się muszą jedynaki, kiedy mają stracić uprzywilejowaną pozycję w rodzinie. Zmienia się zatem nie tylko rodzaj zmartwienia małych odbiorców, ale i sposób wpływania na nich. W „Tekli” liczył się przede wszystkim dobry przykład, jaki zaczęła dawać poddana lalkowej tresurze Jagoda. W „Tekli i płaczącym braciszku” Śmigielska przenosi uwagę z bohaterki książki na małe, bezbronne dziecko. Na pierwszy plan wysuwa się obserwacja – Tekla pokazuje Weronice, o co chodzi Kamilkowi, jak niemowlę reaguje na zabawę, czego pragnie a czego się boi. Oswaja dziewczynkę z bratem, stopniowo i bez nacisku, przedstawia możliwości zabaw, jakich dotąd Weronika nie dostrzegała – wreszcie udowadnia, że Kamilek wcale nie odbiera rodzicielskiej miłości, mało tego, tej miłości jeszcze w domu Weroniki przybywa. Podobne sformułowania w ustach rodziców – dopóki nie stracą oni cierpliwości – nie brzmią tak wiarygodnie, jak doświadczenia przeprowadzane przez lalkę.

Tekla jak zwykle wykorzystuje czary. Nie czyni tego jednak – jak dawniej – by ukarać bohaterkę za niewłaściwe zachowanie. Weronika, w odróżnieniu od Jagody, nie jest zła, nie potrafi sobie tylko poradzić z sytuacją. W tym tomie zatem czary służyć będą przede wszystkim zbudowaniu płaszczyzny porozumienia między bohaterką i jej małym braciszkiem, a Tekla z surowej nauczycielki zmieni się w cierpliwą tłumaczkę.

U Weroniki Tekla spędzi rok i znów trafi do tajemniczego sklepu, którego sprzedawca nie dziwi się niczemu – i skąd wyruszy, by pomagać innym dzieciom. Krystyna Śmigielska doskonale radzi sobie z motywem rozstania, umie budować sceny proste i wzruszające jednocześnie. Może sobie pozwolić na „dorosłe” a przy tym przekonujące ingerencje w świat dziecka – bo narzędziem zmian uczyniła lalkę, obiekt darzony zaufaniem i sympatią. Autorka stawia przy tym na tradycyjne wartości, tworzy historie ponadczasowe, w których staroświeckość paradoksalnie staje się czynnikiem uwspółcześniającym fabułę, nie poddaje się dyktatowi nowych mediów, wybiera natomiast te elementy, które w życiu każdego malucha muszą być istotne.

Trochę za dużo w tej historii szczebiotu – liczne zdrobnienia, chociaż normalne w rozmowie z dzieckiem, w pewnym momencie dorosłych czytelników mogą zacząć razić – zwłaszcza gdy są niepotrzebne (literki w książeczce dałyby się bez trudu zastąpić literami w książce, nie zawsze deminutiwa są dobrze uzasadnione). Jednak „Tekla i płaczący braciszek” to publikacja, która łączy wysoką jakość wydania z wartą polecenia maluchom zawartością. Pozycja, której nie może zabraknąć na półce dziecka pozwala mieć nadzieję na równie dobre kolejne części.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz