Czerwony Konik, Kraków 2008.
W owadzisku
„Owadzie opowieści” reklamowane są jako debiut autora, którego przodkiem był Henryk Sienkiewicz. To zbiór opowiadań, na razie raczej dość ostrożnych i klasycznych – zarówno ze względu na formę, jak i na treść. Jan Sienkiewicz bohaterami swoich krótkich opowieści czyni owady. Ów motyw powracał do tej pory najczęściej w rymowanych utworach dla maluchów – owadzi świat inspirował bardziej kreatywnych autorów do prezentowania barwnych i bajkowych przygód na co dzień niedocenianych krain. Mniej twórczy autorzy z kolei sięgali do encyklopedycznych wątków, by w króciutkich tekstach przedstawiać latających, pełzających i drepczących, przeważnie niechcianych gości. Jan Sienkiewicz czerpie z obu tych propozycji i postaw pisarskich, choć skłania się bardziej w kierunku bezpiecznych realizacji. Z jednej strony chce osnuć fabułę wokół przygód, czasem mrożących krew w żyłach, barwnych i niezwykłych, z drugiej za to wykorzystuje znane powiedzenia lub prawdy o życiu – które umieszcza przeważnie w pozycji puenty. Dodatkowo autor próbuje zawrzeć w swych opowiadaniach wiadomości o relacjach w świecie insektów (tłumaczy na przykład, że ważki i pająki zjadają muchy), nie zawsze natomiast zachowuje ścisłość, odwołując się do bajkowych stereotypów (świerszcze grające na skrzypcach).
Mimo że znajduje się w książce „tylko” sześć małych opowiadań, trudno opisać je przez uogólnienia. W każdym tekście stosuje autor inne rozwiązania – i do czego innego dąży. W opowiadaniu „o małej biedroneczce”, otwierającym tomik, akcja dzieje się trochę za szybko – znienacka wprowadza Sienkiewicz świetlika, który pomaga małej bohaterce – ponieważ ona kiedyś pomogła jemu. Na tym motywie opiera się przesłanie historii, warto więc było w fabule pokazać, jak kiedyś biedroneczka uratowała świetlika. Inaczej końcowa uwaga nie wybrzmi w pełni. Przygoda konika polnego świadczy o tym, że warto rozwijać swoje pasje (chociaż rymowanka do artystycznych raczej nie należy, nie podkreśla talentu bohatera). Trzecie opowiadanie, historia o małym żuczku, wprowadza wyraźniej zarysowany nastrój zagrożenia, co rzuca nowe światło na zamieszczone w ostatnim zdaniu powiedzenie. Dziwi mnie za to niezbyt optymistyczne zakończenie opowieści o dobrym pająku. Bohaterów, którzy sprzeciwiali się konwencjom (i naturze) było już – także w książkach dla dzieci – sporo. Z reguły jednak zostawali oni w końcu zaakceptowani przez otoczenie, mimo własnej inności. Dobry pająk nie może zachowywać się inaczej niż reszta – jest w tym pewna nostalgia, rezygnacja i poczucie klęski – ale najwyraźniej Jan Sienkiewicz chciał zróżnicować rytm publikacji. Dość ciekawie rozwija się za to relacja o nartniku Zrzędzie – jego naprawdę niebezpieczna przygoda przekształca zarówno charakter bohatera, jak i innych owadów. W „Złośliwej osie” Sienkiewicz jawi się jako twórca, który nie ukrywa, że są na świecie wredne osoby – ale i na nie znajdzie się sposób. Wreszcie w ostatnim opowiadaniu dzieci dowiedzą się, dlaczego rodzice zawsze mają rację.
Łączy więc autor żywe, dynamiczne fabuły, z prawdami o świecie. Próbuje bawić, ale i pouczać, nie chce odchodzić zbyt daleko od typowych, tradycyjnych historyjek. Debiutanckie błędy objawiają się przede wszystkim w zmianach tempa historii – tam, gdzie Sienkiewicz dokonuje niepotrzebnych (lub nieprzemyślanych) skrótów, tam, gdzie dopasowuje opowieść do gotowego przesłania. Podobają mi się za to te punkty, w których świat owadów zostaje osnuty na drobiazgach przeniesionych z dokonań ludzi (to oczywiste, że historyjki mają charakter alegoryczny, chodzi jednak o drobiazgi w rodzaju owadziego menu – przypomina to Tuwima).
Tym, co szczególnie urzeka mnie w tej publikacji, są fantastyczne ilustracje Aleksandry Krzanowskiej. Barwne (i nasycone) plamy farb, o lekko rozmytych konturach, układają się – jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki – w przedstawicieli owadziego świata. Światłocienie tworzą kleksy z mocno rozwodnionych farb, ale przy tej technice, która czasem przypomina strzepywanie pędzla nad zamoczoną kartką (a czasem tym właśnie jest) zaskakuje olbrzymia precyzja. Aleksandra Krzanowska delikatnie szkicuje rysunki, wypełniając je kolorem farbek – pozwala także kolejnym kolorom lekko mieszać na granicach barw – i chociaż wszechobecne są tu „wodniste” plamy i nakładanie akwareli na mokry papier, żadne kształty nie rozmywają się nad miarę. Tym lepsze są bardzo cienkie kreski – owadzie nóżki – które autorka ilustracji rysuje pewnymi, zdecydowanymi pociągnięciami pędzla. Oglądanie tej pięknie wydanej książki jest prawdziwą przyjemnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz