środa, 25 listopada 2009

Patricia Higsmith: Siedemnaście miłych pań

Noir sur Blanc, Warszawa 2009

Która najmilsza?

Pierwsza miła pani straciła rękę na skutek zbyt dosłownego potraktowania oświadczyn pewnego młodzieńca. Druga miła pani żyła w czasach jaskiniowców i służyła wszystkim członkom plemienia do rozładowywania napięć seksualnych. Trzecia miła pani wykazywała się niezwykłą kreatywnością żeby pozbyć się niechcianego wielbiciela. Wyliczać można do siedemnastu, bo tyle właśnie opowiadań mieści się w najnowszym zbiorze Patricii Highsmith. „Siedemnaście miłych pań” to skrótowy (lapidarność wymusza niewielka objętość tomu, a i kształt samych utworów) przegląd sylwetek i postaci kobiecych – czasem najzupełniej zwyczajnych, innym razem skarykaturalizowanych, doprowadzonych niemal do absurdu. Czasem typowych przedstawicielek płci pięknej, to znów niebezpiecznych i niepoczytalnych intrygantek i uwodzicielek, kur domowych i kokot.
Opowiadania Patricii Highsmith są zbliżone do siebie formą (bardzo krótkie teksty z wyraźną osią konstrukcyjną, rozpoczynane przeważnie w punkcie przełomowym dla egzystencji bohaterek, pozbawione dygresji, wątków mniej istotnych, skondensowane i szybkie, przeważnie z naddatkiem opisu), maksymalnie natomiast różnią się treścią – chociaż wszystkie są pomyślane i zestawione tak, by jak najpełniej ukazać zmienność charakterów pań. Autorka chętnie bawi się konwencjami, wyostrza pewne cechy i na ich bazie nabudowuje całą kryminalną przeważnie fabułę. Intrygi zwykle kończą się śmiercią głównych bohaterek lub osób z ich grona – niezbyt optymistyczne klauzule opowiadań nadają całości specyficznej dynamiki. Patricia Highsmith lubuje się w „Siedemnastu miłych paniach” w nagłych i niespodziewanych zwrotach akcji, sytuację, która całkowicie zmieni egzystencję postaci potrafi zamknąć w jednym, zamaszystym zdaniu. Jest zdecydowana i prześmiewcza, w żadnym wypadku nie: sentymentalna. Pozwala odbiorcom na odczucie pewnego rodzaju sympatii do szkicowanych kobiet – ale błyskawicznie przecina więzi ostrą puentą, krwawym finałem czy tragicznym przypadkiem. Historie w tym tomie toczą się bardzo szybko, ale ich tempo i zminimalizowanie tekstu do kilku stron nie oznacza zmniejszonego zainteresowania czy uwagi poświęcanej kolejnym paniom.
Zbiorem opowiadań Highsmith nie da się znudzić czy zmęczyć – raz ze względu na ilość poruszanych w nim zagadnień, dwa – za sprawą sprawnego grania na emocjach czytelników. Mimo koniecznych skrótów i uproszczeń fabularnych udaje się autorce wpłynąć na wyobraźnię i uczucia odbiorców. Śmiech pociąga tu za sobą rozpacz, melancholia miesza się z fascynacją, a zirytowanie zapowiada spokój. Rzadko spotkać można tak wiele uaktywnionych wykluczających się schematów, które istniałyby w pewnej zaskakującej harmonii. Tom „Siedemnaście miłych pań” przynosi lekturę burzliwą, bazującą na stereotypach, ale i obalającą je. Co ciekawe, portrety pań wyrastają w książce z cech przeważnie zwyczajnych, uznanych za przeciętne i naturalne – ale rozdmuchanych do niezwykłych rozmiarów.
Niebezpieczne intrygantki, ofiary, kusicielki, morderczynie – wachlarz prezentowanych przez Highsmith osobowości jest naprawdę szeroki. Poszczególne fabuły niejednemu twórcy mogłyby posłużyć do napisania całych powieści z analizami psychologicznymi. Ale Patricia Highsmith wybiera tym razem pozostawienie wniosków czytelnikom, prezentuje sytuacje pozbawione komentarza i pozwala na prawdziwą zabawę z tekstem. W tej publikacji fabuły są równie ważne jak portrety, te – jak pomysły na kolejne utwory. Wszystko razem składa się na intrygującą całość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz