Znak, Kraków 2025.
Ratunek
Dla takich powieści miejsce przed świętami zawsze się znajdzie. „Wzgórze Aniołów” Magdaleny Kordel potrafi jednak momentami wstrząsnąć czytelniczkami, nie jest to wyłącznie sentymentalna obyczajówka z dobrymi duszami na pierwszym planie. Ale spełnianie marzeń musi znaleźć tu swoje miejsce. Tak jest w przypadku Anieli: kobieta kilkadziesiąt lat czekała na kontakt z ukochanym – miłość sprzed lat, niemożliwa do zrealizowania, wyznaczyła termin kontaktu, granicę, po której wszystko musi się wyjaśnić. I chociaż Aniela miała już nawet ochotę rozstać się ze światem, postanowiła uporządkować swoje sprawy i doprowadzić do finału tę najważniejszą – chce zawalczyć o prawdziwe uczucie. A ponieważ zmiany w jej życiu wiążą się też z przeprowadzką, chwilowo trafia do Loli, najlepszej przyjaciółki prowadzącej niezwykle gościnny pub. Lola to ekscentryczka, która widzi więcej niż inni – i zawsze potrafi przyjść z dyskretną pomocą. Oczywiście obie panie muszą sobie długo (jak na możliwości powieści – bardzo długo) poplotkować, dzięki czemu czytelniczki uzyskają w miarę pełny ogląd postaci, sytuacji i wzajemnych zależności. Ale Aniela dostanie do wypełnienia nie tylko swoją misję. Przede wszystkim potrzebna jest doraźna pomoc dla Jagody, ofiary przemocy domowej – i jej synka. Maltretowana przez męża kobieta nie zamierza zgłaszać sprawy na policję, wszyscy starają się ją chronić, żeby nie straciła kontaktu z dzieckiem – ale ten stan rzeczy nie może trwać długo, zwłaszcza jeśli oprawca znęca się też nad maluchem i to w sposób, który przyprawiać może o szok. U Loli przebywa także dawny zakapior, a obecnie złota rączka, mężczyzna, który niejedno w życiu widział i który teraz może zrobić użytek z życiowej mądrości. Jest tu i młoda dziewczyna, która schronienie znajduje w ramionach odwiecznego przyjaciela – a że starsze panie potrafią odróżnić prawdziwą miłość od mrzonek, mogą postarać się być aniołami dla innych.
„Wzgórze Aniołów” to ciepła opowieść, rozłożona na kilka przyspieszonych miesięcy – akcja toczy się tu leniwym rytmem, ale wystarczająco intensywnie, żeby czytelniczki nie straciły ochoty na śledzenie jej. Wiele wątków łączy się w jednym punkcie: trzeba czynić dobro i trzeba pomagać innym, zwłaszcza tym najbardziej zagubionym. I tak wszystko rozwiąże się w grudniu, bo to czas cudów – wtedy spełnią się najbardziej śmiałe marzenia. Niektórym wprawdzie trzeba będzie pomóc, ale autorka sprawi, żeby nikt nie był poszkodowany w wymianie przysług. Na dalekim planie widnieje wielka trauma z zamierzchłej przeszłości, a to wszystko żeby pokazać odbiorczyniom, jak różne są motywacje ludzi i jak łatwo zniszczyć sobie życie przez złe wybory. Magdalena Kordel nie zamierza pouczać, chce, żeby sprawy pozostawione własnemu biegowi same znalazły właściwe tempo. Czytelniczkom oferuje ciepło i wsparcie, serdeczność w narracji i sporo niespodzianek. Ale ta autorka wie doskonale, jak budować literackie azyle, nie jest to dla niej żadne wyzwanie – liczy się efekt. A tu zamiast standardowej grudniowej historyjki odbiorczynie otrzymają wielowymiarową relację o spełnianiu marzeń – i to niekoniecznie własnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz