Kropka, Warszawa 2025.
Z podziemi
Rozwija się cykl Trollheim – i to tak, że nie tylko o zaangażowanie odbiorców w mitologię skandynawską chodzi, ale też o zapewnienie im sporej dawki adrenaliny. Tobiasz dalej potrafi zmienić się w mysz (i wygląda wtedy, jakby właśnie umarł, co może się zdarzyć, jeśli ktoś omyłkowo lub specjalnie zabije gryzonia, w którym przebywa dusza chłopaka), Tara i Adam z kolei starają się poskramiać przybyszy z zaświatów – boleśnie świadomi, jak wiele zagrożeń czyha tuż przy domach. Jednak na razie nic nie zapowiada katastrof ani zagrożeń, wręcz przeciwnie: zbliżają się walentynki. Sympatyczne święto, które można celebrować nawet na lekcjach – zwłaszcza kiedy trzeba będzie przygotować dla kogoś miłą kartkę. Właściwie gdyby nie celebracja dnia zakochanych, Adam nie wiedziałby, że stał się obiektem westchnień jednej z koleżanek. A nawet kiedy przekonuje się o tym, nie ma większego wpływu na rozwój wydarzeń. Za bardzo jest zajęty Zirą.
Zira to wampir. Po dwustu latach chce wreszcie wrócić i zachowywać się jak zwyczajna nastolatka – co wcale nie jest prostym zadaniem. Bo nawet jeśli bohaterka może ukrywać „dziwne” upodobania i życiowe konieczności, jak spanie w trumnie wypełnionej ziemią – to jednak niekoniecznie wie, jak odnaleźć się w szkolnej społeczności. Nawet wampiry mają swój kodeks honorowy i nie znoszą, kiedy ktoś jest gnębiony przez rówieśników. Zira łatwo może wpakować się w tarapaty właśnie za sprawą poszukiwania sprawiedliwości (i wymierzania jej na własną rękę). A kiedy narobi sobie wrogów – ci nie ustaną, dopóki nie zemszczą się za doznane upokorzenia.
Ale poza walką uczniów jest tu jeszcze znacznie bardziej poważny pojedynek, w którym udział biorą istoty z zaświatów – mityczne stworzenia, które niezwykle łatwo wprowadzić do świata ludzi. Arne Lindmo wytycza granice w świecie realnym – wszystko, co spod ziemi, wiąże się z istotami nie do powstrzymania. Przynajmniej w teorii – nie do powstrzymania przez kilkoro nastolatków. Wiadomo jednak – i to od początku cyklu – że Tobiasz, Adam i Tara do zwyczajnych nie należą i na pewno stawią czoła niebezpieczeństwom bez wahania. Mogą udać się do podziemi, byle tylko ratować tych, którzy są im bliscy. Na tym filarze opierają się kolejne opowieści w serii. Bardzo ciekawie Arne Lindmo tę historię prowadzi, ma pomysł na narrację i na relacje między nastolatkami. W tej części schodzą na dalszy plan domowe problemy – psychologiczne wyzwania związane choćby na linii dzieci – rodzice tu się nie liczą, zbyt absorbuje uwagę Zira – i kłopoty, w które ona się pakuje.
To, jak zawsze, szybka powieść – ale może zaintrygować odbiorców zestawianie bogów nordyckich zasiedlających podziemne krainy – to może być pierwszy krok do zainteresowania się tradycyjnymi przekazami. Młodym odbiorcom może się spodobać i dynamika opowieści, i zderzanie codzienności z wyimaginowanym światem, ale nawet dość surowy sposób opisywania akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz