wtorek, 27 maja 2025

Iga Dzieciuchowicz: Teatr. Rodzina patologiczna

Agora, Warszawa 2025.

Relacje mistrzowskie

Ta książka ma usunięty (zaznaczony) rozdział i zaczernionych kilka fragmentów, których treści – ze względu na toczące się postępowanie – rozpowszechniać nie wolno. I to może zadziałać jak największy wabik na czytelników. „Teatr. Rodzina patologiczna” to naświetlenie sytuacji, która co pewien czas przedziera się do mediów, po czym – spala się błyskawicznie i gaśnie, żeby po paru latach powrócić, znów w glorii odkrycia. Iga Dzieciuchowicz prowadzi reporterskie śledztwa, żeby dotrzeć wszędzie tam, gdzie ludziom związanym ze sztuką performatywną dzieje się krzywda. I zatrzymuje ją… właściwie nie wiadomo, co. Kilka kręgów tematycznych się tu pojawia: po pierwsze motyw fuksówki, na którą nie zgadzają się młode pokolenia adeptów aktorstwa. Fuksówka jako tradycja przestała być zabawą, zamieniła się w znęcanie się starszych roczników nad młodszymi – była o tym mowa jeszcze w latach 90. XX wieku, jest i teraz. Kolejne szkoły teatralne rezygnują z umożliwiania studentom tego typu praktyk, ale wciąż jeszcze problem istnieje. Po drugie – to nadużywanie pozycji. Zarówno przez wykładowców, którzy studentom prezentują najgorszą wersję siebie, wybierają sobie kozły ofiarne albo niszczą człowieka bez konkretnego powodu, ale też przez reżyserów, którzy wybuchowością i zmiennością nastrojów oraz brakiem pomysłu na przebieg prób zaburzają rytm dnia nie tylko aktorów, ale całych pionów technicznych w teatrach. Po trzecie – tematem są Gardzienice, teatr, który zamienił się prawie w sektę i całkowicie wypaczył postrzeganie pracy artystycznej. A po czwarte to temat molestowania seksualnego – znowu w różnych wymiarach. Iga Dzieciuchowicz zastanawia się nad tym, dlaczego istnieje w ogóle przyzwolenie na takie warunki pracy, dlaczego nic nie robi się z reżyserami-cholerykami, z tymi, którzy upust własnym seksualnym frustracjom muszą dawać w świątyni sztuki i z tymi, którzy czerpią przyjemność ze znęcania się nad innymi. Z tej opowieści wyłania się jednak jeszcze jeden ważny wątek: wizja studenta jako dziecka. Rozmówcy podkreślają, że student aktorstwa nie jest osobą ukształtowaną, nie reaguje jak dorosły i nie wie, jak się bronić (poza kilkoma wyjątkami, które wiedzą i które praktykę przypłaciły problemami psychicznymi). Autorka na marginesie tworzy profil psychologiczny ofiary – osoby, która jest zaszczuta i która z różnych powodów nie może przeciwstawić się złu – chyba że ktoś inny zacznie pierwszy. I to być może jest jeszcze bardziej przerażający obraz niż wizja ciągłych nadużyć w zawodzie.

Iga Dzieciuchowicz sięga po nazwiska największe, artystów, którzy wypracowali w teatrze własne nurty, albo o których biją się polskie teatry. Nie zajmuje się pomniejszymi twórcami – zupełnie jakby tylko bycie na świeczniku miało gwarantować nieskazitelność. Koncentruje się na konkretnych osobach – a być może na omówienie zasługiwałoby zjawisko jako takie. Jest w tej książce mowa o zmianach, jakie czekają teatr (albo jakie już są powoli wprowadzane w życie), jest mowa o różnicach między relacją mistrz-czeladnik dawniej i dzisiaj. I jest najważniejsze: absolutny brak zgody na nadużycia, które mogą zniszczyć egzystencję. Nie ma za to jednoznacznej odpowiedzi: dlaczego. Bo jednak argument, że złamanie człowieka na ścieżce zawodowej pozwoli mu być lepszym aktorem nie przemówi do większości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz