Marginesy, Warszawa 2024.
Przyjaźń
W tym świecie może istnieć wszystko. I wszystko może się zdarzyć. Wprawdzie znajomi lubią zabawiać się strasznymi – budzącymi grozę słuchaczy – opowieściami, jednak również sama rzeczywistość przynosi rozmaite niespodzianki, niekoniecznie pożądane i miłe. Anne Eekhout snuje powieść na podstawie biografii Mary Shelley, autorki, która powołała do istnienia w zbiorowej świadomości Frankensteina – ale w tej historii liczyć się może co najwyżej pobudzanie wyobraźni, przygotowywanie do późniejszego wymyślania historii, które wstrząsną odbiorcami. Mary Shelley portretowana jest w dwóch ujęciach (i dwóch czasach): z zewnątrz (obecnie) i jako autorka narracji sprzed lat, dzięki temu można wniknąć w jej marzenia i przeżycia – także te najskrytsze, do których nie może się nikomu przyznać. Ma to wielkie znaczenie, zwłaszcza że sporo miejsca zajmuje tu relacja z nastoletnią tajemniczą i wycofaną Isabellą Baxter. Dorosła Mary ma za sobą doświadczenie utraty dziecka, ma też synka, który bezustannie przypomina jej, czym jest lęk o najbliższych. Przyjeżdża razem ze swoim partnerem do lorda Byrona – a dobór towarzystwa w zasadzie wymusza na wszystkich wymyślanie historii o istotach nie z tego świata. Reminiscencje z kolei mają spore znaczenie dla kształtowania się fantazji bohaterki tomu – Mary przeżywa bowiem wielkie zauroczenie i fascynację tajemnicą. Isabella rzadko się pokazuje, rzadko wychodzi ze swojego pokoju, ale kiedy już się przełamie, staje się najlepszą towarzyszką codziennych spacerów i powiernicą. Tyle że dzieje się coś dziwnego: Isabella i Mary mają wspólne wspomnienia, które się nie pokrywają. Nie wiadomo, co dokładnie się dzieje (i co dzieje się naprawdę), a co jest tylko wymysłem, konstruktem wyobraźni – przynajmniej dwie nastolatki nie są w stanie tego samodzielnie rozróżnić. Oznacza to, że zderzają się z własnymi pragnieniami i potrzebami, a także zauroczeniami – buduje się między nimi więź, jaką trudno sobie wyobrazić – bliskość nie do opisania. I w takiej relacji wydarza się coś, co zmieni całkowicie przyszłość i losy bohaterki.
„Mary Shelley. Narodziny Frankensteina” to opowieść przede wszystkim o potrzebie bliskości i o tym, jak bardzo inni ludzie mogą wpływać na rzeczywistość. Mary w różnych odsłonach przekonuje się o tym, że nie da się funkcjonować w próżni, a emocje i odczucia innych ludzi przechwytywane przez własne reakcje mogą zmienić całą egzystencję. Jest tu również w tle towarzyskich przekomarzań i spotkań opowieść o tym, jak powstają narracje – Mary ma sporo czasu, żeby wytrenować umiejętność prowadzenia relacji. Ćwiczy na znajomych wprawionych w tej sztuce i na tych, którzy nie próbują imponować innym na tym polu. Radzi sobie – bo sporo pracuje nad własnymi umiejętnościami. Ten obrazek autorka wplata dyskretnie w relację, tak, żeby nie zadręczać czytelników autotematyzmem. Proponuje bowiem relację mocno zmysłową i odrobinę tylko niepokojącą, przesyconą motywami nie do końca oczywistymi. Pozwala zainteresować się życiorysem autorki, która w obliczu ekspansji na popkulturę powołanego przez nią do istnienia potwora zniknęła nieco ze świadomości czytelników – Mary Shelley na powrót staje się postacią rozpoznawalną i intrygującą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz