Harperkids, Warszawa 2024.
Rejs
Często jest tak, że w książeczkach z cyklu Czytam sobie – ze względu na panujące w nich zasady dotyczące choćby niestosowania dwuznaków – autorzy sięgają po słowne wygibasy i słowa, które nie zdążyły jeszcze zaistnieć w świadomości maluchów. Można się zastanawiać, czy to utrudnienie ćwiczeń czytania, czy wręcz przeciwnie – poszerzanie zdolności językowych i kompetencji. Tomik Rafała Witka „Statek gagatek” raczej te kompetencje podnosi, chociaż są tu i dziwactwa tekstowe, kiedy ktoś „cmokta”, a załoga „lula” (zamiast spać, bo zmiękczenia też nie są tu dopuszczane). Autor jednak opowiada dzieciom w ograniczonej objętości kilkuset wyrazów przygodę na pełnym morzu, więc ma szansę przyciągnąć do tomiku kilkulatki. Statek gagatek to statek, który ma swoje humory i swoje pomysły. Bez względu na to, jak działa na nim załoga – a bardzo się stara, żeby coś ciekawego zaproponować pasażerom – sam statek może sprawić trochę niespodzianek. Nieprzypadkowo przecież nazywa się tak, jak się nazywa. Rafał Witek bawi się zatem morskimi motywami, a co za tym idzie – przyzwyczaja dzieci do języka związanego z pobytem na statku. Może to być poszerzenie horyzontów najmłodszych albo rodzaj literackiej egzotyki – z pewnością część słówek będzie musiała zostać przez rodziców objaśniona, bo najmłodsi mogą sobie sami nie poradzić ze wszelkimi cumowaniami i kokpitami, ba nawet nazwy w rodzaju Honolulu czy ukulele, chociaż bez wątpienia dźwięczne i rytmiczne, mogą sprawić trudność dzieciom, które dopiero uczą się czytać. „Statek gagatek” to zatem propozycja, która jest lekturowym wyzwaniem, ale też przyjemnością – w końcu autor stawia na wielką przygodę w wakacyjnym stylu, a Jola Richter-Magnuszewska sięga po graficzne rozwiązania, które przykują uwagę. Ta książeczka została tak przygotowana, żeby podczas czytania łatwo było śledzić kolejne wydarzenia i porównywać je z własnymi codziennymi doświadczeniami. Każdy może uczestniczyć w niezwykłym rejsie – Rafał Witek się o to postarał. Mały picture book przydaje się w lekcjach czytania – to opowieść daleka od tradycyjnych, dynamiczna i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, autor stosuje też od czasu do czasu niby przypadkowe współbrzmienia, żeby jeszcze bardziej rozbawić dzieci i zaprosić je do ćwiczenia czytania. „Statek gagatek” to publikacja dla tych maluchów, które nie lubią rutyny i dążą do tego, żeby odkrywać samodzielnie jak najwięcej – może przypaść do gustu dzieciom, które nie mogą usiedzieć w miejscu. Bo i na tym statku znajdą ludzi uwielbiających zabawę i niespodzianki. „Statek gagatek” to tomik przyjemny, idealnie pokazujący założenia serii Czytam sobie i wspomagający pracę w ćwiczeniu rozpoznawania liter przez najmłodszych – taka propozycja w cyklu uświadamia kilkulatkom, że książki mogą służyć rozrywce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz