czwartek, 25 kwietnia 2024

Olga Rudnicka: Na psa urok, ości śledzia

Prószyński i S-ka, Warszawa 2024.

Czary na wsi

Tekla Nuszka to postać, której kolejne przygody po prostu muszą się pojawić – niezależnie od przeszkód zewnętrznych. Czas akcji powieści „Na psa urok, ości śledzia” przypada na wybuch pandemii, jednak Olga Rudnicka poza wstępem do tego tematu nie nawiązuje – celowo. W końcu w życiu Tekli dzieje się wystarczająco dużo, żeby zaangażować czytelników, nie trzeba do tego jeszcze tworzyć analiz zjawiska, które wstrząsnęło światem. Bohaterka oskarżana przez różne strony o uprawianie magii i sprowadzanie pecha ma wiele powodów do zastanawiania się nad swoimi domniemanymi talentami. Tekla Nuszka z pewnością kłopoty przyciąga – i może nimi obdzielić innych. Pytanie tylko, czy to wada, czy właśnie nieoczekiwana zaleta. W tobie „Na psa urok, ości śledzia” Olga Rudnicka prezentuje kolejne atrakcyjne ze względu na komizm doświadczenia Tekli. Kobieta jedzie do rodziców i zabiera ze sobą przyszłą teściową, Izę. Matka Michała jest wyzwolona i pełna pomysłów – od których włos się jeży. Jest też kobietą, która bez wahania wprowadza w życie najbardziej szalone idee. Niedawno owdowiała – co okazuje się wyjątkowym szczęściem. Gdyby wiarołomny małżonek pozostał na świecie i doprowadził do rozwodu, Iza odczułaby to finansowo. Musiałaby też – chcąc nie chcąc – obserwować szczęście mężczyzny z potencjalną i niedoszłą synową, z którą ten się związał, nie bacząc na własną żonę. Teraz jednak Iza rozkwita – jako wdowa – i może podzielić się swoją radością z innymi paniami. Ta bohaterka jest wyjątkowo energetyczna, nie da się jej nie polubić i nie da się jej nie słuchać. Łatwo zjednuje sobie znajome, co nie bez znaczenia w kompletnie nowym środowisku. Tekla nie wie nawet, co powstanie z mieszanki – jej bogobojnej matki i wyzwolonej Izy. Zwłaszcza że kobiety są żywo zainteresowane wiedzą na temat mocy świec. Chętnie wysłuchują pogadanek na temat tego, jak kolor świecy łączy się z intencją, w jakiej zostaje ona zapalona – i wcielają w czyn kolejne wskazówki, tworząc także rymowane pseudozaklęcia. Prym w zgromadzeniu wiedzie Iza – wspomagana przez Teklę, która przecież nie ma jak się przebić z racjonalizmem w obliczu spragnionych magii i bezradnych w swoich rzeczywistościach mieszkanek wsi. Na nic rzeczowe argumenty, kiedy w grę wchodzą emocje – i to potężne emocje. Przecież każda z kobiet ma jakieś problemy w swoim małżeństwie – i żadna nie widzi rozwiązania. A wystarczy zapalić świecę, rzucić zaklęcie…

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że Olga Rudnicka zamierza przekonywać do magii. Chociaż przez olbrzymią część niewielkiej w końcu powieści wydaje się, że tworzy humorystyczną obyczajówkę z satyrą na wiarę w zabobony, finałem rozwieje wszelkie wątpliwości. Jest tu niespodzianka dla czytelników, piękna fabularna wolta, która uświadomi odbiorcom, dlaczego po książki tej autorki zawsze warto sięgać. Mnóstwo wyrazistych charakterów, damskich postaci, które w sprzyjających warunkach zamieniają się w harpie albo w anioły. Walka o weteryniarza, sposoby na księdza, poskramianie pijaków i wiele wydarzeń, które w zwykłych warunkach mogłyby się stać czyimś prywatnym końcem świata, ale w obliczu zbiorowości bledną jako problemy a zamieniają się w czystą rozrywkę. Olga Rudnicka wie, jak poprowadzić akcję, żeby zaintrygować – ale też żeby powiedzieć odbiorcom coś ważnego o nich samych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz