Harperkids, Warszawa 2024.
Zguba
To jest książeczka na pierwszym poziomie serii Czytam sobie, co oznacza, że cała narracja obejmuje nie więcej niż 200 wyrazów. Picture book dla dzieci, które uczą się czytać, to jedno z pierwszych zetknięć z samodzielnymi lekturami – warto zatem zadbać o to, żeby przyciągnąć maluchy i przekonać je do wysiłku składania liter w słowa. Rafał Witek wybiera tu motyw zagadki i podróży – prezentuje tramwaj z Lizbony. Wyjątkowy, słynny i rozsławiający miasto – nie jest tylko i wyłącznie środkiem lokomocji. Tramwaj numer 28 staje się bohaterem tomiku (w którym sprytnie obecność zakazanych dwuznaków czy zmiękczeń została zamaskowana przez używanie zapisu liczbowego). Jednak niewiele dzieci pasjonuje się starymi wagonami tramwajowymi, w związku z czym autor musiał zdecydować się na inny wabik. Kieruje się do kilkulatków z opowieścią niezwykłą przez jej zwyczajność – bo ta akcja mogłaby zdarzyć się w dowolnym tramwaju i w dowolnym miejscu na świecie (chociaż wtedy nie byłoby okazji do przedstawienia ciekawostki na temat Portugalii).
Tramwaj przemierza ulice, ale najważniejsze jest jednak nie to, jakie okolice można obejrzeć zza jego szyb, a co dzieje się w środku. W środku mały chłopiec – rówieśnik czytelników – szuka czegoś gorączkowo i nawołuje. Szybko wychodzi na jaw, że zaginął kotek – trzeba go zlokalizować jak najszybciej, a to nie koniec niespodzianek dla dzieci. Rafał Witek dba o to, żeby zaangażować czytelników w lekturę – maluchy mają podążać za bohaterem i przejmować się tym, co dzieje się w tramwaju numer 28 – a przy okazji szlifować rozpoznawanie liter. Nie jest to łatwe. Przeważnie najmłodsi ćwiczą czytanie na „zwykłych” słowach: tutaj nie zabraknie nazw własnych, więc parę razy można sobie złamać język. Przy głośnej lekturze będzie tu jeszcze ćwiczenie wymowy „r”, ale i tak książeczka naszpikowana jest słowami, których normalnie dzieci nie używają. Bardzo dobrze, bo Rafał Witek sprawi, że poznają je i być może dodadzą do swojego słownika – dzięki czemu będą się rozwijać lingwistycznie.
Zawsze w cyklu na pierwszym poziomie charakterystyczny jest szarpany rytm narracji. Nie ma tu mowy o płynności opisów, wszystko sprowadza się przecież do podpisów pod obrazkami – a te podpisy z konieczności muszą być dynamiczne i wypełnione silnymi emocjami. Tylko tak da się zatrzymać dzieci przy tomiku i Rafał Witek dobrze o tym wie. Proponuje zatem zabawną przygodę, która rozwija się w nieoczekiwany przez odbiorców sposób – zachęca do czytania zagadką i sposobem przekazu. Nie komplikuje zanadto ani jednego, ani drugiego – to same wytyczne serii uniemożliwiają płynne śledzenie tekstu. Ale przecież chodzi tutaj przede wszystkim o ćwiczenie składania liter, dalsze umiejętności przyjdą z czasem i w efekcie korzystania z tego typu tomików. Tomek Kozłowski proponuje tutaj warstwę graficzną – żongluje filmowymi chwytami, dzięki temu może przedstawiać akcję w sposób, który zaintryguje dzieci. „Tramwaj numer 28” to propozycja dla tych kilkulatków, które nie lubią infantylnych bajek, a muszą na czymś ćwiczyć rozpoznawanie liter.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz