niedziela, 11 lutego 2024

Layla Martinez: Kornik

bo.wiem, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2024.

Cienie

Ten dom jest antytezą wszystkich rodzinnych i ciepłych domów. Ten dom zapewnia schronienie, ale nie spokój – przynajmniej tak mogłoby się wydawać komuś z zewnątrz, kto przekroczyłby jego próg. Domowniczki nauczyły się w nim funkcjonować i przestały zwracać uwagę na nieboszczyków wyzierających z każdego kąta. W tym domu niepodzielnie królują cienie – duchy zmarłych – i tylko one się liczą, sprawy żyjących schodzą na daleki plan. Ale taki to już świat, świat zawężony do małej wioski, tu nikogo nie dziwi obecność istot z innego wymiaru: trzeba się pogodzić z ich obecnością, a czasami w ogóle surowo wychowywać – duch, któremu zmiażdży się obcasem rękę, albo którego się odkopnie, następnym razem zastanowi się, zanim podejdzie i spróbuje zaczepić żyjącego. Babki duchy nie dziwią, wie o nich sporo. Wnuczka też zdążyła już przekonać się, jak istnieć pomiędzy zjawami – nawet jeśli marzy o wyrwaniu się w świat, zna już swój los i nie będzie nawet przesadnie się szarpać, żeby oderwać się od korzeni. I tak jej się to nie uda, równie dobrze może poświęcić całą energię na przyzwyczajanie się do swojego domu. Który przecież ostatecznie nie jest taki zły, bo lepsze są strachy oswojone niż obce. W tym gęsto zaludnionym (chociaż nie przez żywych) domu każda sytuacja zyskuje oryginalny wymiar niejako z definicji: tu nie da się wieść normalnego życia, nawet jeśli problemy są zupełnie normalne i naturalne. Śmierć niczego nie kończy, narodziny nie są powodem do świętowania (zwłaszcza jeśli to narodziny nieślubnego i w gruncie rzeczy niespecjalnie chcianego dziecka). Młodsze pokolenia muszą podporządkować się starszym, nawet jeśli mają własną wizję tego, jak być powinno. Ten, kto rozstał się ze światem, powraca już w innym wymiarze i może nawiązywać kontakt z domownikami – ale na własnych warunkach. Nic tu nie będzie krzepiące ani przyjazne, stary dom wypełniają tajemnicze odgłosy, za które trudno byłoby winić wyłącznie korniki – duchy zalegają w szafach i pod łóżkami, wystawiają swoje kończyny z różnych miejsc i czasami czepiają się ubrań przechodzących. Tak już jest, nic się na to nie poradzi.

Layla Martinez snuje opowieść niezwykłą. Z pozoru oniryczną i nieprawdopodobną – jednak kiedy zagłębić się w nią i odrzeć z sensacyjnych tonów powierzchniowej narracji, odkrywa się w niej prawdy o ludziach, ich tęsknotach i potrzebach. Ten dom wydaje się niegościnny i odpychający – w rzeczywistości jest jednak azylem, jedynym dostępnym w obliczu nieprzyjaznych sąsiadów. Schronienie dają dawne zwyczaje, wierzenia i tradycje, świadomość własnego pochodzenia i relacje z bliskimi – to wszystko powody, dla których nie można oderwać się od przeszłości, choćby i najmniej akceptowanej. Layla Martinez stawia na narrację śpiewną i niezwykłą, to niemal słowotok, w którym idealnie trafnie rysują się kolejne wydarzenia i interpersonalne kontakty. Dwugłosowa opowieść – babki i wnuczki – to tylko dwa różne ujęcia tej samej, powtarzanej zawsze, wizji. Nie ma tu miejsca na tworzenie nowych przestrzeni, na zrywanie z bagażem rodowych doświadczeń – od tego nigdy się nie ucieknie, nawet jeśli bardzo się tego potrzebuje. Zmarli czepiają się żyjących i przytrzymują ich przy sobie, pozwalając odkrywać, co w życiu liczy się najbardziej. A wszystko w poetyckiej otoczce, kompletnie pozbawionej moralizatorstwa i wątpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz