Iskry, Warszawa 2021.
Pandemiczny dziennik
Książka Marcina Króla "Pakuję walizkę" stworzona została z potrzeby chwili i chęci wyrażenia buntu - a może nawet podpowiadania odbiorcom, że bunt jest najlepszym sposobem sprzeciwiania się rządzącym. Autor decyduje się na prowadzenie regularnych zapisków (tytuł tomu pochodzi od eseju, który otwiera całość): dziennikowe uwagi zyskują w miarę stały kształt i rytm, tak, by pozwalały uporządkować doznania i przemyślenia. Autor nie przebiera w słowach, otwarcie pisze o tym, co go boli i irytuje w polityce i życiu społecznym. Wskazuje winnych takiego stanu rzeczy. Nie pozwala sobie na półtony czy przemilczenia: ostro krytykuje władzę i przypomina, jakie cechy i wartości są potrzebne, kiedy ktoś chce działać na rzecz innych. "Pakuję walizkę" to książka oparta na rozgoryczeniu. Autor zdaje sobie sprawę, że może być już za późno na wprowadzanie potrzebnych zmian: dlatego też sili się jeszcze na diagnozę, po którą będzie można sięgać, by pojąć rodzaj popełnionych błędów. Postanawia sobie Marcin Król kończyć każdy diariuszowy wpis lekturą polecaną - i tu raz sięga po teksty filozoficzne, raz po znane powszechnie lektury, czasami proponowana książka może być komentarzem rozwijającym zawartą w notatce myśl. Żeby ułatwić sobie wyszukiwanie tematów, część zapisków otwiera wyliczaniem jednej pożądanej cechy (której w życiu publicznym bardzo brakuje). Rozwija spostrzeżenie w zaledwie kilku akapitach, nie przesadza z konstruowaniem olbrzymich wywodów, woli tworzyć teksty skondensowane i czytelne dla odbiorców. Sprawnie operuje retoryką, stara się wciągnąć czytelników do rozważań na temat tego, co dzieje się z krajem - taki punkt wyjścia daje mu możliwość opowiadania bardziej uniwersalnego, dotyczącego charakterów i sytuacji. Marcin Król bardzo dba o to, żeby pokazać czytelnikom, jak dobrze orientuje się w mechanizmach funkcjonowania władzy - i w samych ocenach sfery publicznej. Przestrzega i poucza, napomina i analizuje. Ponieważ przez cały czas inspiracją staje się dla niego polska rzeczywistość z czasu pandemii, najlepiej tę książkę czytać teraz: jednak mimo dziennych dat tom nie zestarzeje się zbyt łatwo, ze względu na wysoki poziom uniwersalności spostrzeżeń.
Marcin Król pisze ostro, przynajmniej - dopóki daje się ponieść silnym emocjom. Stopniowo wygasza te reakcje, ton służy mu na początku do znalezienia wspólnego języka z odbiorcami. Kiedy zyska wiernych czytelników, nie będzie już musiał uciekać się do prostych chwytów, żeby przyciągnąć uwagę. W swoim dzienniku z czasów pandemii rezygnuje z omawiania życia prywatnego: zajmuje się wyłącznie sprawami rządzenia i nadużywania władzy. Swoje zarzuty najpierw konkretnie adresuje, później - przestaje mieć potrzebę wskazywania palcem odpowiedzialnych za niepożądany stan rzeczy, zresztą - ma pewność, że odbiorcy wiedzą, o kim myśli. Zapewnia czytelnikom lekcję z wychowania społecznego, chce przekonać do refleksji i do krytycznego osądzania tego, co się dzieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz