czwartek, 27 stycznia 2022

Ludmiła Murawska-Peju: Wolność w łupinie orzecha

Czarna Owca, Warszawa 2020.

Życie sztuką

Jest to publikacja nietypowa - trochę złożona z tematycznych wspomnień (krótkie rozdziały stanowią impresje na wybrane zagadnienia, nie ma tu chęci uporządkowania całego życia ani podkreślania konkretnych doświadczeń: autorka pisze raczej po to żeby podzielić się wyjątkowymi zachowanymi w pamięci scenkami. Te wyznania przedzielane są wywiadami (raczej konwencjonalnymi i pozbawionymi chęci pogłębiania tematów: chociaż Ludmiła Murawska-Peju nie ma nic przeciwko omawianiu własnych doświadczeń, dziennikarze raczej nie zamierzają wykraczać poza schematyczne zestawy pytań).

"Wolność w łupinie orzecha" to opowieść o tym, jak autorka dojrzewała do sztuki - na początku: fascynacja malarstwem, oglądanie z bliska obrazów i sprawdzanie, jak uzyskuje się działające na wyobraźnię kształty za pomocą pozornie przypadkowych śladów farby. Autorka przywołuje płótna, które ją zainspirowały i zachęciły do poszukiwań, trochę też pisze o tym, co sama stworzyła. Pierwszą partię książki na krótko zdominuje wojna - na szczęście Ludmiła Murawska-Peju nie wpada w nurt obecnie niemal obowiązkowy - analizowania wszystkiego, co wiązało się z losami rodziny podczas wojny - i może przejść do tego, co najważniejsze, czyli do doświadczeń teatralnych. Pisze o Mironie Białoszewskim i o swoim wuju, Ludwiku Heringu, z którymi tworzyła teatr na Tarczyńskiej. Przypomina rozmaite anegdoty i role, przygotowania i spotkania, które na zawsze ją zmieniły. Wprowadza czytelników do świata bohemy artystycznej, ale nie sili się na komentowanie zjawisk kulturowych spoza własnego życiorysu. Koncentruje się na własnych przeżyciach - tych zawodowych i związanych ze sztuką. Zależy jej na odmalowaniu portretów Białoszewskiego i Heringa, to ich sylwetki najczęściej przywołuje i ich opinie bierze do siebie. Zapewnia czytelnikom wprowadzenie za kulisy domowego teatru, dzieli się szczegółami, których zwykli odbiorcy poznać nie mogli. A najważniejsze - przynajmniej z perspektywy poszukiwaczy ciekawostek - jest to, że potrafi rejestrować narodziny pomysłów i rozwiązania, które się sprawdziły. Nie ma tu oczywiście krytycznoliterackiego podejścia do kolejnych ról, nie ma też wyczerpujących omówień spektakli - ale dzięki swoim wspomnieniom Ludmiła Murawska-Peju pozwala niemal uczestniczyć w przygotowaniach sztuk. Zaprasza odbiorców do prywatnego świata, który staje się ucieczką od codzienności. Odnotowuje emocje twórców, czasami sięga po cytaty, pokazuje, jak tworzyła się wielka poezja. Nie zapomina o malarstwie: przez cały czas jest bardzo wyczulona na sposoby odwzorowywania świata. Zresztą upodobanie do malarstwa (i, co bardziej istotne, zrozumienie tego malarstwa od najmłodszych lat) owocuje umiejętnością przenoszenia na słowa kształtów i barw. Język tej książki jest dość plastyczny, narracja może się spodobać czytelnikom. Owszem, można mieć zastrzeżenia do patchworkowej konstrukcji, nie do końca przekonującej i uniemożliwiającej dokonywanie podsumowań, ale autorka potrafi pisać ciekawie - także ze względu na potęgę autobiograficznych wiadomości. Jest "Wolność w łupinie orzecha" książką nietypową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz