Agora, Warszawa 2022.
Samotnie
Literatura górska sama w sobie nie intryguje już czytelników tak jak dawniej, jednak autobiograficzne opowieści samych wspinaczy cieszą się większym powodzeniem niż kiedykolwiek do tej pory. W związku z tym na rynku pojawiają się kolejne wyznania i komentarze himalaistów, sposoby na przypomnienie o sobie szerokiej publiczności. Coś, co kiedyś nie było medialne jako sport ekstremalny, dzisiaj rozbudza wyobraźnię. Nieprzypadkowo zresztą Krzysztof Wielicki swoją - i tylko swoją - relację rozpoczyna od nawiązania do akcji ratunkowej na Nanga Parbat, rozdzierających scen z ratowaniem Elisabeth Revol i Tomka Mackiewicza. Tom autor zamyka natomiast motywem sukcesu - zdobywanie kolejnych ośmiotysięczników, zwłaszcza solo, może robić wrażenie. "Solo" to przede wszystkim chęć odnotowania własnych rekordów, pokazanie, jak człowiek mierzy się z naturą i dąży do realizowania najśmielszych marzeń. Ale Krzysztof Wielicki zaznacza też, że czasami trzeba umieć odpuścić, że potrzebni są "hamulcowi", którzy w odpowiednim momencie powiedzą stop i zapobiegną katastrofie. Sam może oceniać i odnosić się do wyczynów kolegów - jednak najważniejsze staje się dla niego przypomnienie o "swoich" górach.
W odróżnieniu od analiz kolejnych wypraw, książka Krzysztofa Wielickiego nie cechuje się nadmierną ilością detali. Nie znajdzie się w niej rozważań nad każdym krokiem w wysokich górach: pewne rzeczy nie wymagają komentarza, znacznie ważniejsze wydaje się zarejestrowanie szeregu wyczynów składających się na dobrze przemyślaną całość. Krzysztof Wielicki tylko czasami daje się ponieść historii: zdarza się, że ma w zanadrzu ciekawostkę, na której może zbudować część relacji przyciągającej czytelników. Tak staje się między innymi z liczącym ponad dwie dekady hakiem znalezionym na jednym ze szczytów: ów hak staje się symbolem, znakiem przemian, jakie zachodzą w środowisku wspinaczy. Dla odbiorców ciekawe będzie też kombinowanie, jak obejść przepisy lub nieprzewidziane trudności - między innymi odłączenie się wyprawy. Czasami wprowadza też Wielicki detale dotyczące organizacji wyjść w wysokie góry, podpowiada, jakie niepisane zasady rządzą przygotowywaniem zapasów. Przypomina o wielkich górskich dramatach, odwołuje się do pogody. Niekiedy nawiązuje do komplikacji zdrowotnych: kiedy dawką uderzeniową leczy dziwny wrzód na twarzy, albo kiedy wspina się w gorsecie i każdy ruch przypłaca wielkim bólem. Nie zabraknie więc silnych wrażeń i przeżyć, które czytelnikom przypadną do gustu. W tej publikacji raczej niewiele jest szczegółów dotyczących zdobywania szczytów: liczy się efekt, sukces albo poczucie sukcesu, kiedy uda się wrócić cało w najbardziej niesprzyjających warunkach. Krzysztof Wielicki czasem pozwala sobie na spojrzenie na całe środowisko wspinaczkowe, funkcjonuje już niemal jak mentor. Raczej nie odnosi się do tematu rodzin i przeżywania śmierci kolegów, interesuje go bardziej samotna walka.
Co ważne, w tej książce mnóstwo jest przepięknych zdjęć (i tras na szczyt), zdjęć z baz lub... z wierzchołków. Chociaż tym Krzysztof Wielicki się nie zajmuje, fotografie jednoznacznie pokazują, dlaczego niektórzy ludzie zawsze będą chcieli się wspinać, dlaczego pokochają góry mimo wielkich wyzwań. I nawet jeśli zdjęcia są sposobem na nadanie objęości drobnej przecież książce, i tak ogląda się je z zapartym tchem i podziwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz