poniedziałek, 27 grudnia 2021

Jakub Michalczenia: Korszakowo

Korporacja Ha!art, Kraków 2020.

Margines

To nie jest miejsce, które zapewni dobry start w życiu. Zbierają się tu degeneraci i menele, ludzie pokrzywdzeni przez los i przegrywy. Jakub Michalczenia nie pozostawia złudzeń: nawet jeśli ktoś był na dobrej drodze, szybko zostanie ściągnięty do odpowiedniego poziomu. Pracę łatwo stracić, kiedy wpadnie się w nałóg, łatwo ulec wpływom kolegów i namowom do złego. Niektórzy są do tego przeznaczeni - nie potrafią robić w życiu nic innego. Inni próbują się dostosować, żeby przetrwać. W "Korszakowie" nadziei nie ma. Nie ma też miejsca na sentymenty. Autor stawia na krótkie scenki, rozdziały, które pokazują specyfikę małej miejscowości na Warmii. W zasadzie nie ma większego znaczenia, gdzie rozgrywa się akcja "Korszakowa" - i tak marazm i poczucie przegranej stanowią składnik uniwersalny tej książki i przedłużają jej żywot. Jakub Michalczenia zamienia się tutaj w obserwatora świata, do którego nikt nie chce się z własnej woli zapuszczać - a jednocześnie świata, który jest zadziwiająco bliski. Wprowadza do świadomości odbiorców sytuacje i charaktery, od których większość się odżegnuje. Przypomina o ludziach marginesu, tyle że w "Korszakowie" oni nie mogą stanowić marginesu - są w centrum.

Michalczenia środowisko opisuje językiem przystającym do porażek. Stawia na kolokwializmy, język ulicy i przekleństwa - stosowane dość kreatywnie, żeby nie przenosić do literatury rzeczywistości bez żadnych modyfikacji. Owszem, język tej książki jest czymś, co najszybciej się zestarzeje - ale przez to też tom bardziej przykuwa uwagę. Michalczenia jest niezły w tworzeniu miniaturek rodzajowych, chociaż z czasem okazuje się to nieco nużące: problem w tym, że chociaż autor przechodzi od postaci do postaci i tworzy zgrabne portrety - na granicy karykatury, ale jednak przekonujące - nie ma pomysłu na żadne działania, które napędzałyby opowieść. "Korszakowo" funkcjonuje jako zbiór obrazków statycznych - nawet jeżeli poszczególni bohaterowie w swoim życiu czegoś doświadczyli, nie ma tu mowy o osi fabularnej i o pulsie tej prozy. Owszem, Michalczenia pisze celnie, posługuje się ironią i potrafi odbiorców zaprosić do rzeczywistości im obcej - przekona ich do siebie precyzją scenek. Zabraknie jednak czegoś ponad te obrazki: powodu, dla którego przechodzi się przez kolejne rozdziały. Widać tu potencjał: Michalczenia znalazł sposób na zaprezentowanie specyficznej sfery tak, by czytelnicy mu uwierzyli - ale same opowiadania w jednym tonie to za mało, żeby zafascynować się opowieścią. Gdyby udało się wprowadzić jakiś nadrzędny cel, książka wypadłaby znacznie lepiej, miałaby więcej punktów zaczepienia dla odbiorców, więcej czynników zapraszających do lektury. Tak - pozostaje pokaz sprawności literackiej i posługiwania się słowem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz