Harperkids, Warszawa 2021.
Zmysły
Jedno tylko nie jest udane w książeczkach z Akademii Mądrego Dziecka – podserii Bobas odkrywa naukę autorstwa Ruth Spiro, ale to bardziej za sprawą tłumaczenia: nieudany jest „dzidziuś” jako nazwanie anonimowego i pozbawionego płci bohatera. Takie określenie bardzo infantylizuje postać, która przecież dokonuje ważnych naukowych odkryć i przekonuje się, jak działa organizm człowieka. Przy okazji dzięki temu, co odkrywa, uczy odbiorców i wyczula ich na konkretne bodźce zmysłowe. Bo Ruth Spiro wcale nie zatrzymuje się na tym, co oczywiste i dostępne także dorosłym bez sięgania do fachowych lektur. Na tym polega cała sztuka: żeby przedstawić informacje podręcznikowe w sposób, który trafi do najmłodszych, nawet tych, którzy jeszcze nie potrafią samodzielnie czytać. Na taki krąg odbiorców wskazuje między innymi sposób wydania tomiku: z zaokrąglonymi rogami i kartonowymi stronami, z wyrazistymi ilustracjami Irene Chan na rozkładówkach. Chodzi tu o jak najlepsze wykorzystanie zmysłów dziecka i wykorzystanie mnemotechnicznych funkcji obrazków oraz skondensowanego tekstu.
W „Smaku” Ruth Spiro wysyła dzidziusia do kuchni, by tam odkrywać możliwości jednego ze zmysłów. Zakłada autorka, że każdy maluch uwielbia truskawki (a kiedy może brać udział w przygotowaniu ciasta, będzie próbował takich składników), szybko jednak przechodzi do tłumaczenia, jak to się dzieje, że czujemy smak truskawek. To miejsce na przedstawienie kubków smakowych i receptorów smaku, a nawet na przedstawienie impulsów elektrycznych – to niezwykłości, które już same w sobie brzmią bajkowo i mogą zachęcić dzieci do odkrywania tajemnic ciała oraz nauki. Banalne truskawki zamieniają się w furtkę do wiedzy. Żaden maluch nie przypuszczałby nawet, w momencie przystąpienia do lektury, że autorka zaoferuje aż tak złożone wyjaśnienia – złożone, a jednak przystępne, zrozumiałe dla każdego. Może i trudno byłoby się dzieciom uczyć na takiej publikacji czytania, ze względu na obecność trudniejszych słów nieobecnych w codziennym języku kilkulatka, jednak jeśli liczy się możliwość zrozumienia treści i samych przesłań.
Autorka koncentruje się na sprawach trudnych do uchwycenia: opowiada o smaku, musi zatem postawić na konkrety, żeby dotrzeć do dzieci. I udaje jej się ta sztuka, nawet wyjaśnia, dlaczego ludzie potrzebują energii (czerpanej z jedzenia). W efekcie spodziewane wyliczenie smaków pojawia się tu dopiero na przedostatniej rozkładówce, ostatnia jest zachętą do jedzenia (to coś dla rodziców, którzy szukają wsparcia w zachęcaniu niejadków do spożywania pełnowartościowych posiłków i do eksperymentowania w kuchni. Jest to książeczka kolorowa i ciekawa z perspektywy malucha, ale też zapewnia dawkę wiedzy w stopniu wykraczającym poza standardowe opowiastki z picture booków. Propozycja udana, zapewniająca edukację i rozrywkę w jednym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz