Harperkids, Warszawa 2021.
Zwierzyniec
W podserii o Basi dla starszego rodzeństwa dziewczynki - albo dla fanów, którzy już trochę podrośli i potrzebują ambitniejszych lektur (bo przecież Zofia Stanecka od lat proponuje historyjki o przygodach tej kilkulatki) pojawia się tomik "Marcel". Wszystko zaczyna się od papuga Eugeniusza (później ów papug nauczy się mówić "kupa", ku uciesze małych odbiorców). Marcel należy do tych dzieciaków, które przyprowadzają do domu bezdomne zwierzęta wymagające opieki - i nikt mu tego nie zabrania. Rodzice po prostu przygarniają kolejnego czworonoga, zapewniają mu miłość i opiekę (także finansową, chociaż o tym Zofia Stanecka nie przypomina). Są tu trzy koty, dwa psy, papuga (nimfa) i to nie koniec zwierzyńca. Wielodzietny dom, w którym schronienie znajdzie każdy, staje się też pretekstem do omawiania tego, co bardziej smutne lub skomplikowane. Wprawdzie domownicy kochają zwierzęta i nie zaprotestują, kiedy pojawi się następna istota do kochania, wprawdzie wiedzą, że trzeba dać ogłoszenie, że został znaleziony pies lub kot - tak, by ewentualny właściciel nie musiał się martwić, wprawdzie weterynarz traktuje ich jak dobrych znajomych - ale to tylko jedna strona medalu. Druga strona to oswajanie dzieci ze śmiercią i cierpieniem. Wiadomo, że zwierzęta żyją krócej niż ludzie, czasami nie udaje im się pokonać chorób, czasami wymagają opieki i uwagi, której przez to rodzice nie poświęcą dzieciom. Największy problem, jaki pojawia się w tej książce, to otrucie psa. Mama Marcela - zapłakana - przyprowadza do domu suczkę na granicy śmierci. To dla bohaterów możliwość zastanowienia się nad działaniami ludzkimi: Marcel nie potrafi zrozumieć, dlaczego niektórzy są okrutni i chcą otruć zwierzę. Pies przyniesiony przez mamę jest w bardzo złym stanie: nie pokazuje tu autorka kolejnego zabawnego i sympatycznego szczeniaka, a zwierzę bardzo cierpiące i starsze. Z takim psem nie ma mowy o zabawach i wybrykach - dzieci, które marzą o własnym czworonogu zwykle nie przyjmują do wiadomości, że zwierzę może chorować tak, by nie nadawało się do psot. Marcel bardzo przeżywa sytuację. Ale on nie rozumie, jak można źle traktować mrówki i dżdżownice, należy do przyjaciół wszystkich zwierząt. Swoją postawą może dać do myślenia odbiorcom i przekonać ich, że należy dbać o zwierzęta, nie tylko te w domach.
Jest tu gwarnie i kolorowo, nie tylko w narracji, ale i w warstwie graficznej. Marianna Oklejak proponuje wesołe obrazki z mnóstwem zwierzaków. A ponieważ Marcel ma sporo rodzeństwa, jest co obserwować: każda ilustracja to osobna opowieść, zestaw przygód i komentarzy do samej historii. Zofia Stanecka potrafi zaintrygować najmłodszych. Wie, jak poprowadzić historię, żeby powiedzieć dzieciom to, co najważniejsze dla nich - i żeby przekonać do lektury. Tutaj stawia na troskę o zwierzęta, czyli na temat zawsze w literaturze czwartej istotny. "Marcel" to pokazanie jednego ze sposobów na życie - nie każdy z odbiorców może się pochwalić równie tolerancyjnymi rodzicami, którzy są w stanie zaopiekować się każdym czworonożnym (lub skrzydlatym) przybłędą i wciągnąć go do rodziny. Jednak o takich marzeniach można sobie też poczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz