poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Chanel Miller: Nazywam się Chanel Miller. Moja historia

Marginesy, Warszawa 2021.

Trauma

Ogromna książka, w której autorka bez przerwy powtarza podstawową prawdę: że wkładanie czegokolwiek do pochwy nieprzytomnej kobiety to gwałt, bez względu na okoliczności. Dziwi się Chanel Miller, że tak oczywiste rzeczy trzeba komukolwiek tłumaczyć, ale przechodzi przez gehennę i przekonuje się, że wiele osób to dziwi. A przecież wszystko zaczyna się tak, jakby miało szybko stać się przeszłością. Oto młoda kobieta, która w domu wypija whisky, wybiera się na imprezę w studenckim bractwie. Tam też nie wylewa za kołnierz i w pewnym momencie urywa jej się film. Odzyskuje przytomność w szpitalu, w którym poddana zostaje rozmaitym, niezbyt przyjemnym badaniom. Wprawdzie wszyscy z zespołu medycznego odnoszą się do niej ze współczuciem i wielką delikatnością, ale Chanel Miller nie wie, skąd bierze się ich opiekuńczość. Dopiero po pewnym czasie dociera do niej prawda: została znaleziona bez bielizny, nieprzytomna, przy śmietniku. Zwrócili na nią uwagę przypadkowi ludzie, którzy zaalarmowali służby. Na razie Chanel Miller jeszcze nie dopuszcza do siebie wagi wydarzenia, wydaje jej się nawet, że wszystko może ukryć przed rodzicami: nie chce ich martwić bez sensu. Badania wykazały, że napastnik włożył jej do pochwy palce, kiedy autorka tomu była nieprzytomna - niczego więcej nie zrobił. A jednak stopniowo, kiedy cała sprawa dociera do Chanel Miller, wpływa na jej poczucie bezpieczeństwa. Po pewnym czasie kobieta zaczyna przeżywać coś, czego nie doświadczyła i co zna wyłącznie z opowieści wciąż powtarzanych na potrzeby sprawy sądowej. Chanel Miller jest portretowana jako ofiara - anonimowa i bardzo łatwo obrzucana oskarżeniami (dlaczego się upiła, dlaczego nie zadbała o swoje bezpieczeństwo). Tymczasem napastnik - sprawca jej cierpienia - przez opinię publiczną zostaje usprawiedliwiony. Przecież to dobry chłopiec, odnoszący sukcesy w sporcie, lubiany przez kolegów: nie może być tak, żeby jeden błąd zniszczył mu życie. Chanel Miller dziwi się, że można stosować tak różne kryteria do oceny tego samego wydarzenia. Ma dość udowadniania, że za gwałt odpowiada napastnik, nie zgwałcona kobieta. Tom "Nazywam się" to jej opowieść i jednocześnie autoanaliza, zestaw przemyśleń, którymi chce podzielić się ze światem i przez które nawołuje do opamiętania. Może tu zawrzeć te komentarze, które nie przebiłyby się do prasy. Dopiero w rozbijaniu na części pierwsze całego wydarzenia mogą one wybrzmieć z pełną mocą. Autorka potrafi zajmująco pisać: niezależnie od tematu i jego społecznego wydźwięku przedstawia fragment dobrej prozy autobiograficznej. Jest w stanie nakreślić - poza samym feralnym wieczorem - także swoje relacje z ukochanym, z siostrą i rodzicami. Odpowiednio dobiera słowa, wprowadza gęstą prozę, która będzie robiła wrażenie. Dzięki temu, że znakomicie czyta się tę książkę, może uda się Chanel Miller dotrzeć do wrażliwych odbiorczyń i zaangażować ich w walkę na temat praw kobiet. Tu chodzi przecież o to, by nie powtarzały się podobne sytuacje - żeby nie istniało społeczne wytłumaczenie dla obrzydliwych czynów. I nawet jeśli Chanel Miller niektóre sprawy powtarza wiele razy, to tylko dlatego, że chce wywołać konkretny efekt. Dzieli się własną emocjonalnością, czasami można się zastanawiać, czy służy jej takie rozpamiętywanie przeszłości - ale potrzebuje tego i nie zmęczy tym czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz