niedziela, 11 kwietnia 2021

Carina Bartsch: Zima koloru turkusu

Media Rodzina, Poznań 2021. (wznowienie)

Konflikt

Ta seria przygotowywała młode czytelniczki na książkową idealizowaną miłość, która jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody. Dzisiaj podobne fabuły wykorzystuje się raczej do akcentowania napięcia erotycznego i do tworzenia scen łóżkowych w stylistyce YA. Jednak Carina Bartsch w takiej konwencji nie tworzy - woli najpierw pokazać źródło przywiązania bohaterów, bez podsycania ich wzajemnego zainteresowania za sprawą cielesności. Nie pozwala im się do siebie zbliżyć i nawet kiedy wszystko wydaje się zmierzać ku pozytywnemu finałowi, zatrzymuje bieg wydarzeń i odwleka to, na co wszystkie odbiorczynie czekają.

Emely trzyma Elyasa na dystans. Nie może się przekonać do chłopaka, w którym dawniej się zakochała. Wciąż wydaje jej się, że zostanie wykorzystana i porzucona - i że nie poradzi sobie z taką sytuacją. Nie bierze pod uwagę tego, że Elyas cierpliwie i od wielu miesięcy znosi jej humory. Wszystko mogło się zmienić po wspólnym wypadzie pod namioty: wprawdzie Elyas nie przekroczył żadnych granic, ale udało mu się przynajmniej porozmawiać z wybranką i przytulić do niej niewinnie podczas snu. Finał pierwszego tomu staje się jednocześnie źródłem koszmaru w drugim. Emely znów ucieka. Kiedy tylko ma się pojawić sensowne wyjaśnienie, odrzuca Elyasa, nie pozwala mu na szczere rozmowy. I to już trochę męczące, zwłaszcza że urazy, które chowa Emely, Elyas dalej znosi cierpliwie. Tym razem autorka postawiła na pewne nieporozumienie - odpowiednie wyjaśnienia trafiły do listu, tyle że owego listu Emely w rękach nie miała. A Elyas czeka na odpowiedź.

Żeby przetestować bohaterów, autorka wysyła ich na rodzinne święta. Rodziny Emely i Elyasa się przyjaźnią, nic zatem dziwnego, że Boże Narodzenie to okazja do wspólnego spotkania. I Emely, i Elyas męczą się okrutnie - jeśli ze sobą nie porozmawiają, zamęczą też czytelniczki. Carina Bartsch trochę zwalnia tempo - gdyby nie wpadła na pomysł, który pozwoli przyspieszyć finał, "Zima koloru turkusu" mogłaby zostać całkowicie przekreślona. Tak się jednak nie dzieje: odbiorczynie wciągną się w tę relację i będą kibicować pozornie beznadziejnemu przypadkowi. Elyas stara się o swoją ukochaną - tak, jak kiedyś jego ojciec starał się wytrwale o jego matkę - trzeba jednak znacznie więcej niż jego wytrwałość, żeby przełamać opór Emely. "Zima koloru turkusu" jest zapowiedzią romansu, opowieścią o sile idealnej miłości i o piekle, jakie wzajemnie fundują sobie bohaterowie, którzy nie potrafią ze sobą szczerze porozmawiać. Większości problemów dałoby się uniknąć od razu, gdyby tylko Emely i Elyas nie stronili od siebie i nie kierowali się dumą - jasne, można było całą relację mocno skrócić, ale autorka dobrze operuje silnymi emocjami. Lubi rozkładać na czynniki pierwsze stany duchowe Emely i w związku z tym zrozumiałe staje się rozbicie cyklu na kilka obszernych tomów. Jest "Zima koloru turkusu" opowieścią dla tych odbiorczyń, które zamiast łóżkowych wygibasów szukają w powieściach obyczajowych ciągłych autoanaliz i podkreślania stanów emocjonalnych. To utopijna relacja dotycząca tęsknoty za drugim człowiekiem oraz siły przywiązania. Nie o prawdopodobieństwo tu chodzi, a o granie na emocjach odbiorczyń - to Carina Bartsch funduje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz