Wielka Litera, Warszawa 2020.
Święta w pandemii
Agnieszka Błażyńska w swojej minipowieści próbowała przewidzieć, jak będą wyglądały bożonarodzeniowe dni w czasach pandemii. Nie wymyśliła wprawdzie ograniczenia do pięciu osób przy stołach, ale parę razy wyszło jej dołożenie do fabuły wydarzeń nietypowych, charakterystycznych dopiero dla 2020 roku. W swoim tomie "Dorzuć mnie do prezentu" przedstawia losy kilku różnych osób - na początku ma się wręcz wrażenie, że zaprasza do zbioru opowiadań, dopiero po pewnym czasie czytelnicy przekonają się, że łączą te drobne teksty bohaterowie. Autorka zmienia perspektywy: prowadzi narrację przez pryzmat różnych postaci, tak, żeby umożliwić czytelnikom wkraczanie w poszczególne rzeczywistości. Bywa tu oczywiście naiwnie, nie można chyba inaczej, jeśli w pierwszej historii stawia autorka na zalążek romansu. Koronawirus to coś, co w tej opowieści funkcjonuje najmocniej: bohaterka dowiaduje się, że jest chora, nie może wychodzić z domu (a właściwie z klitki) i chociaż przyjaciele dostarczają jej zakupy pod drzwi, najwięcej radości sprawia jej... policjant sprawdzający, czy przestrzega zakazu wychodzenia. Sylwester szybko awansuje na przyjaciela, zresztą nie zachowuje się jak typowy funkcjonariusz na służbie: potrafi rozbawić kobietę albo zatroszczyć się o nią. W kolejnych historiach powracają już motywy i klimaty charakterystyczne dla tematyki okołoświątecznej w opowiadaniach i powieściach. Niektórzy nie dogadują się z rodziną, inni chcą sprostać absurdalnie wysokim wymaganiom bliskich. Jedni nie radzą sobie z presją czasu, inni bardzo lubią czas prezentów i spotkań przy choince. Są tacy, którzy akurat teraz znajdują moment na wyjaśnienie zadawnionych konfliktów. Każdy jednak ma prawo do szczęścia - i o tym autorka nie zapomina.
"Dorzuć mnie do prezentu" to wielogłosowa opowieść, albo opowieść z różnych punktów widzenia. Każdy bohater ma swoje motywacje i powody do takiego a nie innego postępowania. To, co decydują się ujawnić swoim bliskim lub nowym znajomym, odsłania się podczas kolejnych historii. Agnieszka Błażyńska wprowadza po kolei bohaterów, których w tle zarysowała w poprzednich relacjach - to umożliwia jej budzenie ciekawości czytelników i szukanie związków do naświetlenia. Jeśli bohater powie, że ma problemy z jednym z domowników, ten domownik może zyskać głos i przedstawić własną wersję wydarzeń prowadzących do tego punktu. Co ważne, autorka nie powtarza fabuły. "Dorzuć mnie do prezentu" to nie jest jeden scenariusz opowiadany na wiele sposobów - to wiele scenariuszy spojonych przez moment świąt.
Pandemia na początku tomu zaprezentowana została dość szczegółowo: w życiu bohaterki wywołuje poważne zmiany zwłaszcza dlatego, że kobieta sama doświadcza choroby. Agnieszka Błażewska każe jej na krótki moment stracić siły: nie chce zbyt wystraszyć czytelników, poza tym potrzebna jest jej kobieta, która jest w stanie myśleć o potencjalnym romansie. Koronawirusa nikt nie lekceważy, chociaż z czasem psychologiczne dylematy zaczynają dominować nad kwestiami zdrowotnymi - i to w wymiarze całej powieści. Błażyńska szuka możliwości urozmaicania narracji przez formy. Zmienia bohaterów, zmienia też sposoby opowiadania historii - u każdego stara się dostrzec wiodące cechy, by wytłumaczyć nawiązywane z innymi relacje. Jest w tym przekonująca, chociaż w pewnym momencie wydaje się, że brakuje jej pomysłu na puentę, więc lawiruje między postaciami, bo tak jej najwygodniej uciec od zakończenia. Jednak mimo wszystko jest to nowe spojrzenie na bożonarodzeniowe klimaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz