Znak, Kraków 2020.
Refleksje domowe
Co bardziej interesujący autorzy blogów parentingowych mogą przebijać się śmiało do tradycyjnych wydawnictw, do sfery książkowej – i dzięki temu poszerzać grono czytelników. Ksenia Potępa, która jest mamą i rysowniczką, zestawiła cykl felietonów i obrazków satyrycznych pozwalających zrozumieć, że nikt nie jest idealny, zwłaszcza jeśli chodzi o rodzicielskie działania. Sama ma dwie kilkuletnie córki, Myszę i Małą – ale to wcale nie owe córki są tematem obserwacji. Autorka – analizując ich zachowania – wyciąga wnioski na temat siebie oraz męża i przedstawia wizję rodziców, którzy najczęściej sobie nie radzą. Nie radzą sobie nie żeby wybić nieudacznictwo: nie radzą sobie, żeby było śmiesznie. Oto sposób autorki na humorystyczne przedstawienie rzeczywistości. Nie ma tu ekstremalnych wyczynów, wybryków jednorazowych, dziwnych i zaskakujących. Nie ma spraw wyjątkowych, wartych opisania i spuentowania. Ksenia Potępa nie czai się na oryginalne komentarze swoich dzieci albo reakcje rodziców, ucieka od rejestrowania jednostkowych dokonań. Czyli – odwraca się od ścieżki, którą wyznaczali przez pewien czas blogerzy. Decyduje się za to na uchwycenie sedna rodzicielstwa, powtarzalnych motywów – i ich wpływu na rodziców.
Bohaterami tych zapisków są mama i tata, którzy dopiero uczą się funkcjonowania z małymi dziećmi, przekonują się, co się w ich życiu zmienia i co ich zadziwia. Ksenia Potępa jest w tej kwestii po prostu rejestratorką zwyczajności. Nie oznacza to, że będzie dla odbiorców nudna. Chociaż pisze o tym, co każdy rodzic zauważa sam, więc nie jest odkrywcza, potrafi nadać tekstom lekkość. Dzięki humorowi wybija je i może zaintrygować czytelników. Zaprasza do swojego domu, jest serdeczna i gościnna – a przy tym potrafi się śmiać z własnych błędów i z wyzwań. Dzieci w tej książce funkcjonują w tekstach na marginesie, to znaczy – są katalizatorem opowieści, wyzwalają kolejne wnioski, ale nie są obiektem dowcipów. Ksenia Potępa daje im spokój, pozostawia dla nich miejsce w rysunkach satyrycznych. O wiele ciekawsze okazuje się w tym wypadku zachowanie rodziców stale konfrontujących się z nową rzeczywistością, z pomysłami najmłodszych i z reakcjami, na które nie ma dobrego rozwiązania. Autorka dostrzega sprzeczności, ale potrafi też docenić koncepty. Działa jak satyryk, chociaż nie zapewnia wybuchów śmiechu, bardziej – lekki uśmiech. Jej książka przyniesie wytchnienie wszystkim czytelnikom, którzy na co dzień zmagają się z odkrywaniem sensu bycia rodzicem. Śmiech potrafi budzić ilustracjami (nawet tymi dość oczywistymi), za to w tekstach stawia na precyzję w opisywaniu codzienności. „Nie mogę, trzymam dziecko. Rodzicielstwo bez instrukcji obsługi” to książka zabawna, lekka i w zasadzie na jeden wieczór – chyba że jest się akurat świeżo upieczonym rodzicem. Ksenia Potępa wybiera portretowanie kojącej zwyczajności. Udaje jej się ta sztuka – nie można od jej książki oczekiwać przełomowych tez czy spostrzeżeń wyjątkowych, ale też nie taka jest jej rola. Czyta się całkiem przyjemnie, ogląda też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz