sobota, 28 listopada 2020

Michał Rusinek: Zero zahamowań

Agora, Warszawa 2020.

Słuchacz

To właściwie nie do wiary, że takie utwory powstają i zdobywają popularność wśród szerokiego grona słuchaczy. Piosenki rozrywkowe – produkcje disco-polo, rapu, heavy metalu – ale nie tylko – często mogą irytować lub odstręczać. Michał Rusinek jednak poświęca się i uważnie wsłuchuje w teksty. Tak powstaje tom „Zero zahamowań”, książka, której nie da się przeczytać spokojnie, bez turlania się ze śmiechu. Raczej nie trafi ta publikacja do fanów nurtu disco-polo, jednak ci, którzy jak autor są atakowani podobną muzyczną tandetą i słuchają wątpliwej jakości dzieł często wbrew swojej woli, mogą znaleźć tu świetną rozrywkę i rekompensatę za doznane cierpienia. „Zero zahamowań” to krótkie felietony i komentarze stylizowane czasem na szkolne omówienia. Michał Rusinek sprawdza, co oznajmia światu podmiot liryczny (celowo nie kieruje uwagi czytelników w stronę autora, skupia się na komunikatach, pod którymi podpisuje się bohater tekstu), a następnie opatruje to własnymi komentarzami, ironicznymi, prześmiewczymi albo dobrodusznymi i pełnymi życzliwych rad. To oznacza, że każda niewinna uwaga, każde podkreślenie nieudolności rymotwórczej, nadmiernie wybujałej wyobraźni albo niezręczności językowej zyska tu inteligentny dowcip jako przeciwwagę. Dzięki temu „Zero zahamowań” błyskawicznie stanie się lekturą ulubioną dla czytelników ambitniejszych, którzy jednak nie stronią od satyry (za to mają dość tandety kabaretowej).

Michał Rusinek nie ocenia. Zresztą rzadko chodzi tu o mariaż muzyki i tekstu, skoro same słowa piosenek budzą niedowierzanie lub dzikie wybuchy radości u tych, którzy nie zatracili zdolności czytania ze zrozumieniem. Ekwilibrystyka gramatyczna autorów przebojów wydaje się nie mieć ograniczeń, dla dobra rymu (niekoniecznie udanego) można zrobić wszystko. I kiedy już gotowy utwór trafia do zbiorowej wyobraźni i zakorzenia się tam, na scenę wkracza Michał Rusinek. Czyta frazę po frazie – i notuje problemy zdrowotne bohaterów, tęsknoty, sposoby prawienia komplementów i życiowe decyzje. Często przy tym kibicuje podmiotom lirycznym: wyśmiewanie byłoby za proste i nudne, autor szuka raczej puent nieoczywistych, buduje swoje pomysły na ciągłym zaskakiwaniu czytelników (mimo że zaskoczenie często kryje się już w wyjściowym materiale). Każdy felieton przesycony jest żartami i dowcipnymi komentarzami, Michał Rusinek nie daje odpoczynku od śmiechu. A to oznacza, że dla niektórych czytelników teksty disco-polo, piosenki z seriali i inne dzieła mogą po raz pierwszy w życiu stać się prawdziwymi źródłami rozrywki. „Zero zahamowań” to książka, której nie da się przeczytać szybko. Tu smakuje się każde spostrzeżenie, kolejne odkrycia przynoszą zabawę wysokiej klasy. Rusinek nikogo nie obraża i nie krytykuje, bawi się jako filolog i uważny czytelnik, funkcjonuje jako wyłapywacz absurdów – i swoje zdobycze umiejętnie przekazuje dalej. „Zero zahamowań” to publikacja, od której trudno się oderwać. Książka przygotowana z pomysłem i doskonała w realizacji. Lepiej jednak zawczasu ostrzec przyjaciół, którym się ją chce polecić: czytanie w miejscach publicznych nie spotka się ze zrozumieniem ze strony innych ludzi. Wszyscy podejrzliwie patrzą na kogoś, kto nad lekturą przewraca się ze śmiechu niemal przy każdej stronie. Tak więc „Zero zahamowań” to nie tylko rozrywka, ale i potężna, niebezpieczna broń. I między innymi dlatego warto po nią sięgnąć – a właściwie mieć stale pod ręką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz