niedziela, 11 października 2020

Jeffrey Archer: Nic bez ryzyka

Rebis, Poznań 2020.

Klasyczne tony

„To nie jest powieść detektywistyczna, to jest opowieść o detektywie” – te słowa otwierają tom „Nic bez ryzyka” i automatycznie wyznaczają sposób lektury, nie liczy się bowiem pomysł na śledztwa, a sam bohater – William Warwick. Nie jest to nazwisko obce czytelnikom Jeffreya Archera, a teraz nadarza się okazja, żeby przedstawić losy mężczyzny – od momentu wkroczenia przez niego w dorosłość. Oto William musi stawić czoła ojcu, który pragnie uczynić z syna swojego następcę w kancelarii adwokackiej. Młody człowiek bardzo dobrze przygotowuje się do tego starcia, potyczki na argumenty. Wie, że z ojcem może sobie poradzić, gorzej będzie z matką. Rodzice jednak nie trwają ślepo przy swoich propozycjach i już wkrótce Warwick będzie mógł wstąpić na drogę realizowania marzeń. Scotland Yard to miejsce, w którym każdy chciałby zaczynać. Bohater dostaje do rozwiązania zagadkę zniknięcia cennego obrazu – ale nie jest to jedyne zadanie, z jakim będzie się mierzyć. Żeby urozmaicić jego życie osobiste, Archer proponuje jeszcze perypetie natury sercowej i wprowadza szereg emocji, które mocno komplikują sytuację. William Warwick szuka zatem sposobu na poznanie sekretu i rozwiązanie sprawy – ale też usiłuje przekonać do siebie innych i realizować własne cele. „Nic bez ryzyka” staje się zatem historią wielowymiarową.

A jednocześnie jest to historia mocno klasyczna w tonie. Wydaje się, że autor celowo ucieka od świata brudu i klimatów noir: chce, żeby jego bohater funkcjonował w przestrzeni w najgorszym razie dżentelmeńskiej, żeby nie mierzył się na co dzień z problemami ulicy. Wyższe sfery, nawet gdyby Archer chciał się od tego odżegnać, przebijają się już na poziomie języka czy narracji. Dystyngowane rozmowy, pełne uprzejmości, niedzisiejsze – to sposób na przeskoczenie praw rynku. Archer szuka uniwersalności, w klimacie książki upatruje szansy na zwrócenie uwagi czytelników. Ta powieść trafi to tych odbiorców, którzy zaczytują się w przygodach Holmesa czy retrohistoriach. Co ważne, autor nie zajmuje się precyzyjnym odtwarzaniem realiów – nie tworzy w końcu książki historycznej, zależy mu na tym, żeby rzeczywistość sama się komentowała przez obserwowanie bohaterów w akcji. Dba o szczegóły, przedstawia czytelnikom jak najwięcej danych, po to, żeby móc skonfrontować z nimi Williama. To od zachowania postaci będzie zależało, czy czytelnicy wciągną się w fabułę – i czy będą chcieli sprawdzać, jak potoczą się losy Warwicka. Przyznać trzeba, że Archer wykorzystuje dość nietypowy sposób na wzbudzenie zainteresowania nową serią: tu całość spaja nie intryga, a postać nietuzinkowa. „Nic bez ryzyka” to książka rozrywkowa, w której na pierwszy plan wybija się strona literacka, dopracowanie języka i gestów bohaterów – inaczej niż w literaturze sensacyjnej, która wyparła niemal powieść detektywistyczną z rynku. Jeffrey Archer odgrzebuje zatem reguły gatunku, który miał być już spisany na straty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz