Marginesy, Warszawa 2020.
Miłość
Miłości w tej książce jest dużo, chociaż po pierwszych scenkach zauroczenia egzaltowanej nastolatki nauczycielką (która nie dopuszcza do jakiegokolwiek zacieśnienia kontaktów, ale świadoma jest zamętu, jaki czyni w umyśle uczennic) nie będzie już wielkich porywów serc. Sylwia Chwedorczuk w tomie „Kowalska. Ta od Dąbrowskiej” przygląda się relacji, która jakiś czas temu mogła jeszcze funkcjonować na prawach sensacji, ale teraz stanowi już zwyczajną wiadomość. Przywraca miejsce trochę zapomnianej przez historię (i wydobytej dopiero za sprawą „skandalu” przy okazji jej dzienników) Annie Kowalskiej, przybliża ją czytelnikom i pomaga zrozumieć motywy, którymi kierowała się w życiu. Najpierw portretuje zatem młodą Annę – która nie definiuje specjalnie swoich fascynacji, za to angażuje się całą sobą w platoniczne relacje ze starszymi – dość szybko przeskakuje jednak do czasów dorosłości. Na studiach Anna związuje się ze swoim wykładowcą, wychodzi za niego za mąż i przez długie lata buduje prawdziwe szczęście oparte na przyjaźni i zrozumieniu. Sylwia Chwedorczuk pokazuje ten związek jako pozbawiony zbędnych wstrząsów czy emocjonalnych utarczek, Anna Kowalska wydaje się być w nim szczęśliwa. Sporo miejsca poświęca autorka tomu na przedstawienie małżeńskiej sielanki i perypetii związanych z budowaniem normalności. Nawet poznanie Marii Dąbrowskiej na początku niewiele zmienia.
Kolejny etap w życiu Anny Kowalskiej to już zacieśnianie znajomości ze sławną pisarką. Maria Dąbrowska wnosi w codzienność Kowalskiej ciągłe frustracje i wyrzuty, ma jednak moc przyciągania. Ani Dąbrowska nie zechce dla Kowalskiej porzucić mężczyzny, z którym spędza życie (zresztą, żonatego), ani Kowalska nie decyduje się na odejście od męża: dopóki Jerzy żyje, to jemu należy się pierwszeństwo w planach i w pomysłach. Życie w czwórkę nie może się udać, ale do tworzenia wspólnego domu Kowalskiej i Dąbrowskiej jeszcze trochę czasu. Tu Sylwia Chwedorczuk pewnej granicy intymności przekraczać nie chce. Szuka raczej tematów zmian w życiu codziennym. Wprowadza też motyw Tuli, która nie do końca odnajduje się w świecie Dąbrowskiej. Jest to obraz tworzony z wyczuciem i niechęcią do plotek czy sensacji: liczy się sposób, w jaki obie kobiety starały się wspólnie urządzić.
Cała książka przygotowana została na bazie dobrej narracji – Sylwia Chwedorczuk nie ucieka przesadnie często w cytaty, potrafi za to odtwarzać wiadomości, podsuwać czytelnikom swoiste kalendarium. Towarzyszy Annie Kowalskiej i rejestruje to, co mogło wpływać na jej życiowe wybory – przekonuje w ten sposób do siebie odbiorców. „Kowalska. Ta od Dąbrowskiej” jawi się dzięki temu nie jako tom zbudowany na voyeuryzmie, a jako umiejętne przedstawienie wybranych szczegółów z biografii. Chwedorczuk nie pozwala się oderwać od rzeczywistości Anny Kowalskiej: to ona jest tu najważniejsza. Jednak książka nie jest pomnikiem stawianym pisarce, umożliwia przyjrzeniu się jej od strony prywatnej. Sylwia Chwedorczuk pisze częściową biografię, bardzo osobistą i wartościową – dobrą także jako zwyczajna lektura. Przekona nią do siebie czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz