HarperKids, Warszawa 2020.
Bez kredek
Cykl Wodne kolorowanie cieszy się wielką popularnością wśród najmłodszych – nic dziwnego, że na rynku pojawiają się kolejne książeczki z tej serii. Wystarczył dobry pomysł, żeby dzieci zaangażowały się w produkowanie nowych obrazków. Nie muszą mieć do tego żadnych specjalnych umiejętności, nawet jeśli jeszcze w kolorowaniu wychodzą za linie i frustrują się nieumiejętnością nakładania odpowiednich ilości farbek na ilustracje. W tym wypadku – w tomiku „Zwierzęta” - nie potrzebują ani talentów, ani przyborów. Jedyne, co będzie im potrzebne, to pędzel i woda. W związku z tym zresztą książeczka nadaje się również na rozrywkę poza domem – atrakcyjną a niewymagającą zabierania ze sobą połowy sklepu plastycznego. Jakby tego było mało, zaskakuje dzieci sam pomysł – tomik składa się z jednostronnie zadrukowanych kartek, widać, co będzie na rysunku po pomalowaniu go – jak w tradycyjnej kolorowance. Nietypowy jest jednak deseń z czarnych kropek, jakimi zapełnione są kształty. Te czarne kropki po zetknięciu z wodą uwalniają kolorowy tusz – i pozwalają bez wysiłku oraz bez zastanawiania się nad doborem barw zamalowywać całe powierzchnie po prostu wodą. To dla dzieci nie lada gratka: przed użyciem wody i pędzla nie domyślą się przecież, jaki kolor został użyty do wypełnienia danej powierzchni – o ile mogą zgadywać w przypadku najbardziej kojarzonych przez nie elementów, o tyle nie zawsze się to sprawdzi. To oznacza, że maluchy są zachęcane do wytężonej pracy (nie wystarczy zapaćkać kartkę wodą, trzeba ją równomiernie rozprowadzać i również uważać na to, żeby nie wychodzić poza granice rysunku – za konturami kartka tak samo wchłonie kolor jak w środku), a jednocześnie czują ciekawość, mają zatem motywację do działania.
W tomiku „Zwierzęta” pojawiają się takie gatunki, które spotkać można w polskich lasach i parkach, więc tomik może być dobrym uzupełnieniem wypraw i spacerów. Dzieci poznają tutaj między innymi lisa, jeża, dzika czy dzięcioła, wiewiórkę oraz mysz – nie ma zatem egzotyki, za to pojawia się sposób na lekcję przyrody. Stworzenia zostały starannie przygotowane, bez nadmiaru szczegółów, ale tak, by były rozpoznawalne w naturze. Oznacza to, że najmłodsi mogą oswoić się z nazwami i wyglądem mieszkańców lasu i nauczyć się charakterystycznych sylwetek. W efekcie również – wzbogacać własne rysunki, jeśli dobrze przyjrzą się proporcjom i będą próbować je odtworzyć.
Tym razem tomik „wzbogacony” został o czterowersowe rymowanki Zbigniewa Dmitrocy i nie był to raczej dobry pomysł, ze względu na fakt, że ten autor rymuje bardzo słabo (chociaż usilnie) – nieobce są mu rymy gramatyczne, zwłaszcza czasownikowe, a także oklepane i banalne – nie da się na rymowankach Dmitrocy wyrabiać u dzieci literackiego gustu. Niby próbuje ten autor rozbawiać dzieci i pewnie mu się uda, bo kilkulatki nie rozróżniają jeszcze dobrej literatury od złej, ale warto by się zastanowić, czy karmienie dzieci słabymi tekstami ma sens.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz