Bukowy Las, Wrocław 2020.
Ambicja
Młody człowiek po studiach medycznych (na Harvardzie, co czasami bywa poważną przeszkodą, bo ta akurat uczelnia nie może zapewnić studentom rozwoju w każdym elemencie pracy przyszłego lekarza, o czym powszechnie w środowisku wiadomo), rozpoczyna staż w szpitalu. Mógł zostać świetnym chirurgiem, nie chciał jednak zamykać się w wąskiej specjalizacji, wybrał internę, żeby zyskać jak najpełniejszy ogląd możliwości, które zapewnia medycyna. Rzeczywistość szybko weryfikuje oczekiwania – i już wkrótce Matt McCarthy zmierzy się z wyzwaniami, na jakie nie był przygotowany. Wśród nich – z tym najpoważniejszym (i najgłupszym jednocześnie), czyli zakłuciem się igłą, której chwilę wcześniej używano do pobierania krwi choremu na AIDS i wirusowe zapalenie wątroby typu C. Niewyobrażalny stres, świadomość, że na początku zawodowej drogi można zamienić się z lekarza w pacjenta – i konieczność rujnowania sobie zdrowia mnóstwem lekarstw w oczekiwaniu na wyniki badań to coś, co wielu odstraszyłoby skutecznie od profesji. Jednak McCarthy nie zamierza rezygnować, rozwija się dalej i próbuje poradzić sobie z kolejnymi utrudnieniami. Rozdźwięk między teorią zdobywaną na studiach a praktyką – koniecznością i chęcią zaradzenia każdemu problemowi – jest ogromny. Już pierwsze wyzwanie uświadamia autorowi, w jak wielkim stresie będzie pracować. Przeprowadza wywiad medyczny na kardiologii, notuje obserwacje i stara się przedstawić wszystkie objawy zaobserwowane u chorego w najdrobniejszych szczegółach. Tyle że nie wyciąga właściwych wniosków i jego błąd mógłby spowodować szybki zgon nieszczęśnika. Na razie nad adeptami czuwają starsi koledzy i „prawdziwi” lekarze, jednak McCarthy może już zastanawiać się nad tym, jak zachowywać się w przyszłości – jak wziąć odpowiedzialność za każdego pacjenta. Jakby tego było mało, kolejni ludzie zwracają mu uwagę na to, że powinien być bardziej empatyczny, dać szansę chorym na mówienie o dolegliwościach czy przynajmniej sprawiać wrażenie, że ich słucha. Nie wie jeszcze, w jaki sposób znaleźć złoty środek i połączyć konieczność pracy wymagającej olbrzymiej koncentracji z „grzecznościowymi” rozmowami z pacjentami. Do tego – ciągle się uczy. Od starszych kolegów, od opiekunów i od prawdziwych lekarzy. Uczestniczy w resuscytacjach, chociaż nikt tego nie lubi – przekonuje się, z jakimi wyzwaniami wiąże się udzielanie pierwszej pomocy i jak podejmuje się decyzje o zaprzestaniu czynności podtrzymujących życie.
Wszystko autor opisuje dość lekko – jednak też bez optymizmu, kiedy czyta się o jego doświadczeniach na pierwszym roku stażu – wyczuwa się raczej niepewność i pewne przygnębienie. Mimo pierwszych nieprzyjemnych niespodzianek Matt McCarthy dalej się szkoli, wierząc w to, że w pewnym momencie zdobyte wiadomości i doświadczenia zaprocentują – i pozwolą na ratowanie ludziom życia. „Prawdziwy lekarz będzie za chwilę” to książka ciekawa dla zwykłych czytelników – chociaż nie w każdym aspekcie dla tych, którzy boją się lekarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz