niedziela, 23 sierpnia 2020

Marcin Baran: Mały skryba i wielka piramida

Harperkids, Warszawa 2020.

Zawód

Chociaż kolejne poziomy serii Czytam sobie oznaczają zwiększanie stopnia trudności dla małych czytelników, trudno oprzeć się wrażeniu, że autorzy stają się bezradni wobec wymogów „technicznych” cyklu. Fakt, że nie wolno im używać dwuznaków, owocuje przedziwnie dobieranymi – i często stylistycznie niepasującymi – synonimami, słowami rzadziej spotykanymi i przez dzieci nie do końca oswojonymi. Można to uznać za podnoszenie poprzeczki kilkulatkom, ale można też zastanowić się nad wartością takiego rozwiązania. Oto bowiem najmłodsi zamiast skupiać się na ćwiczeniu czytania, dowiedzą się, że czasem to bardzo trudna sztuka – i mogą wyciągnąć fałszywe wnioski z lekcji lektury. Co ciekawe, tam, gdzie nie ma ograniczeń literowych – czyli na trzecim poziomie serii – nie ma też problemów z niewłaściwie dobieranymi wyrazami. Trzeba zatem zastanowić się, jaką cenę płacą autorzy za konieczność podporządkowania się rygorom – albo odrobinę poluzować zasady. I tak seria Czytam sobie jest jedną z lepszych propozycji dla kilkulatków, jeśli chodzi o edukację w zakresie sztuki czytania.

„Mały skryba i wielka piramida” Marcina Barana to historyjka bardzo egzotyczna, co zrobi odpowiednie wrażenie na małych odbiorcach. Bohaterem i narratorem jest Panufer, dzisiaj – stary skryba, dawniej – dziecko, które przeżyło wielką przygodę zanim naprawdę dowiedziało się, co chce robić w życiu. Dla czytelników tajemnicze będzie już samo określenie skryba, nie mówiąc o padających w tekście innych imionach. Tymczasem to dopiero początek. W zasadzie Marcin Baran nie zastanawia się zbytnio nad fabułą: stawia na coś, co zawsze sprawdza się w historiach. Dziecko, które znajduje idealną kryjówkę, zasypia i przez przypadek... wypływa na pełne morze. Pozostaje pod opieką kapitana statku, udaje mu się dostać na budowę, na której pracuje – przy piramidach – jego ojciec. Zyskuje przez to miano dzielnego i rezolutnego chłopca. Kiedy ćwiczy zapisywanie znaków na piasku, nie wie jeszcze, że w przyszłości zostanie skrybą.

Historia z rozmachem, działająca na wyobraźnię najmłodszych, ale – do przeczytania bardzo trudna. To drugi poziom serii, więc każda strona to mniej więcej dwie linijki tekstu (resztę wypełnia kolorowy i interesujący obrazek), jednak w tym tekście pojawiają się skomplikowane nazwy własne w nadmiarze, a do tego także niespecjalnie udane zamienniki (w rodzaju „kwaterował” zamiast mieszkał – niby w porządku pod kątem dwuznaków, jednak jeśli chodzi o zrozumiałość... dzieci będą musiały bardzo się wysilić. A ponieważ i tak już muszą się wysilać, żeby ćwiczyć czytanie – łatwo je zniechęcić do pracy. Z drugiej strony – Marcin Baran proponuje przygodę na tyle atrakcyjną, żeby jednak wciągnąć dzieci w fabułę. W tym wypadku najmłodsi mogą poczuć się nawet docenieni, że poprzeczka została postawiona tak wysoko, będą i tak śledzić w pierwszej kolejności intrygę. Jeśli poradzą sobie z nazwami, które i tak trzeba przeliterować, żeby móc wymówić – zyskają dzięki temu inne ćwiczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz