poniedziałek, 15 czerwca 2020

POMYSŁOWNIK #1

POMYSŁOWNIK

Gdzieś na początku powinny się znaleźć dwa banały, jeden gorszy od drugiego przynajmniej z perspektywy tych ludzi którzy lubią sobie tłumaczyć brak inwencji niedostatkami talentu. Po pierwsze: nie ma czegoś takiego jak „talent”, który przychodzi znikąd i umożliwia zabłyśnięcie bez choćby minimalnego wysiłku. Po drugie – ćwiczenie czyni mistrza. Jedno z drugim wiąże się bardzo wyraźnie i daje się prosto wytłumaczyć. „Talent” w powszechnym mniemaniu dotyczy tego, co robi się z przyjemnością, a najczęściej też z rezultatami lepszymi niż u znajomych. Jeśli coś robi się z przyjemnością – nie zauważa się z reguły czasu poświęcanego na ćwiczenia. Które z kolei zamieniają się w dobrą zabawę. Psuje to złudzenia? Fakt, wygodniej byłoby uwierzyć w magiczną różdżkę, palec Boży albo natchnienie – przyjęcie do wiadomości, że trzeba popracować, żeby odnosić sukcesy w jakiejkolwiek artystycznej (i nie tylko…) dziedzinie, boli.

Pocieszające jest jednak to, że podjąć wysiłek, żeby odkryć w sobie nieznane dotąd umiejętności, można w każdym wieku, a w erze internetu także bezkosztowo, jeśli chodzi o finanse. Nie przyjdzie to łatwo, za to może przynieść ciekawe i satysfakcjonujące efekty. A że społeczeństwo mocno się już rozleniwiło – z przepisu na sukces skorzysta niewielu. Niestety, bo kreatywność i nieszablonowe myślenie to nie tylko sposób na zrobienie olśniewającej kariery, ale i na uprzyjemnienie codzienności.

Pierwszy krok do rozwijania wyobraźni? Dużo czytać – zakrzykną tradycjonaliści. I owszem, mają rację, chociaż dotyczy to najbardziej najmłodszych. Kilkulatki wychowywane bez wstrętu do lektur poradzą sobie w przyszłości. Co jednak, jeśli ominęło się już ten wiek? Czytać dla przyjemności, jasne, nie słowniki, chyba że ktoś akurat bardzo lubi. Ćwiczeń na kreatywność jest mnóstwo, wiele z nich sprawdza się jako idealne sposoby na natychmiastowe zaśnięcie, można więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Skoro dla przyjemności się czyta, to z obowiązku należy trochę popisać. Ale – uwaga – nie tak, żeby móc się później chwalić znajomym stworzonym właśnie trzynastotomowym dziełem lub obrazkiem do powieszenia na lodówce. Pisanie w celu rozwijania wyobraźni nie ma nic wspólnego z artyzmem. To raczej ciężka praca. Ciężka – bo nużąca, czasochłonna i pozbawiona natychmiastowego wglądu w efekty. A co się pisze? Słowa. Pojedyncze. W zależności od ćwiczenia, które się właśnie wybrało. Rzeczownik na każdą kolejną literę alfabetu. Idzie gładko? No to wykluczamy nazwy własne i zwierzęta. Jeśli dalej jest za łatwo – wykluczamy z listy jeszcze wszystko to, co da się zjeść. Sami ustalamy sobie reguły, ale przed rozpoczęciem ćwiczenia, potem trzeba się już męczyć. To zadanie, które nie ma końca: wymień dwadzieścia kolorów. Trzydzieści owoców. Sto imion męskich. Pięćdziesiąt zawodów. I tak dalej. Mechanizm prosty: wyliczanka, nie musimy robić nic więcej. Tyle że nie wolno korzystać z żadnych ściąg ani protez. Ba, rozglądać się nie można, żeby nie wpaść na coś, co powinno siedzieć w głowie. Słowniki można było sobie jednak poczytać dla przyjemności, internet to coś, o czym trzeba na czas tego ćwiczenia zapomnieć. Łatwiejsze niż klasówki w szkole? Najpierw spróbuj, ocenisz po fakcie.

Co daje tak dziwne ćwiczenie poza chęcią natychmiastowego udania się na drzemkę? Zbija z tropu. Spycha mózg z utartych i wygodnych szlaków. Kto będzie uczciwie wykonywać to ćwiczenie – w kolejnych jego wariantach – zorientuje się, że nawet jeśli uda się kilka czy kilkanaście pozycji wpisać niemal odruchowo, i tak w pewnym momencie pojawi się blokada. Im więcej takich blokad uda się samodzielnie pokonać (a w końcu się uda, nawet jeśli po ciągnących się w nieskończoność minutach pustki w głowie i zwątpieniu we własne kompetencje językowe), tym lepiej: efekty pojawią się przy okazji rozwiązywania nawet złożonych problemów, wymyślania nowych rozwiązań i szukania sobie miejsca niekoniecznie w artystycznym światku. Co ciekawe, takie ćwiczenie nie tylko pozwala rozwijać kreatywność – ma też skutki uboczne. Można je zastosować, gdy wystąpi osławiona „blokada twórcza”, to jest kiedy nie umiemy wprowadzić żadnego sensownego rozwiązania nurtującej nas kwestii. W takim wypadku przeważnie nawet nie doprowadza się do końca samego wyliczenia – już w trakcie zapisywania odpowiedzi umysł może odruchowo podsunąć odpowiednie wskazówki. Znudzony wymyślaniem pięćdziesięciu gatunków zielonych warzyw podpowie, jak zabudować ścianę w kuchni.
Wyliczanki idą już idealnie?
Włącz stoper.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz