sobota, 6 czerwca 2020

Alek Rogoziński: Teściowe muszą zniknąć

W.A.B., Warszawa 2020.

Szukanie skarbu

Kto ma ochotę na zabawną komedię kryminalną – w której dużo więcej jest komedii niż kryminału – może sięgnąć po „Teściowe muszą zniknąć” Alka Rogozińskiego. To powieść, w której łączą się skarb z przeszłości, tajemnice a także stereotypy i uszczypliwe komentarze. Sięga autor po motywy, które rozbawią na pewno, już samo odwołanie się do teściowych kojarzy się od razu z zestawem dowcipów. Żeby nie było zbyt słodko: Alek Rogoziński ma tendencję do szukania żartów wszędzie, w większości zdań stara się scharakteryzować bohaterów przez jakieś – zbędne z punktu widzenia odbiorców – anegdoty i śmieszki. Ogólnie umiejętności rozśmieszania zawsze się przydają, lecz tu w pewnym momencie przesyt zaczyna męczyć. Autor uwielbia dygresje – i to nie wychodzi mu na dobre. Albo czytelnicy przekonają się do specyficznego przegadanego rytmu, albo zupełnie odrzucą tom, bo Rogoziński z dodatkowych żartów rezygnować nie ma zamiaru. Nadmiar drobnych dowcipów w dalszoplanowych charakterystykach sprawia, że czytelnicy się na nie uodpornią – a przecież nie o to powinno chodzić.

Najłatwiej coś ukryć w dalekiej już przeszłości. Dla bohaterów odniesieniem będzie druga wojna światowa. „Skarb” niewiadomej wartości i kształtu trafia pod ziemię. Zmienia się układ domów i ulic. Ci, którzy o drogocenności wiedzą, dzielą się danymi pozwalającymi ją odkryć – żeby nie stracić tego, co wartościowe. Potomkowie będą mieli dzięki temu więcej zagadek do rozwiązania. A i więcej pracy. Potencjalni złodzieje i koneserzy cudzych skarbów również zyskają sporo wyzwań. Na razie jednak o skarbie krążą tylko plotki, które za sprawą swojego kuzyna-niedorajdy poznaje Amelia Niedzielska (z domu Wrzesińska). Trzeba uważać, kto otrzymuje wiadomości o rodzinnym skarbie – wszędzie mogą czaić się przestępcy. A jeśli ktoś chce odzyskać to, co mu się prawnie należy, ma zwykle najwięcej problemów. Przekonywała do tego Joanna Chmielewska, u Rogozińskiego wątek też istnieje.

Akcja nabiera tempa nie w momencie zyskania informacji, a wtedy, gdy mąż Amelii niespodziewanie zostaje wplątany w morderstwo sąsiadki-wariatki. Z odsieczą przychodzą dwie starsze panie – i to one są właściwym powodem napisania książki. Alek Rogoziński stawia na przeciwieństwa i skrajności w dwóch portretach. Maja Wrzesińska, matka Amelii – cieszy się życiem. Działa aktywnie w lokalnej społeczności, ciągle angażuje się w rozmaite protesty, jest postępowa i wyzwolona, a do tego czerpie radość z seksu i nie ukrywa tego faktu. Kazimiera Niedzielska to matrona, która regularnie wpłaca datki na pewne radio, tępi LGBT, nienawidzi feministek i prezentuje mentalność rodem ze średniowiecza (co akurat jej nie obraża, średniowiecze bardzo sobie chwali). W normalnych okolicznościach obie mamusie trzeba rozdzielać, żeby się nie zagryzły (nie ogranicza to ich wzajemnych złośliwości) – tym razem jednak muszą połączyć siły, żeby uratować Janusza.

Intryga kryminalna spaja całość, ale autor dużo lepiej niż w układaniu fabuły czuje się w portretowaniu bohaterów, zwłaszcza tych, których przyzwyczajenia lub przywary da się zamienić na komiczne stereotypy i wyśmiać. Przy okazji stosuje satyrę polityczną, wprowadzając niezawoalowaną krytykę wydarzeń z życia publicznego – to jednak kwestia dalszoplanowa. Alek Rogoziński za cel przyjął sobie rozbawianie odbiorców i łączenie ich w ocenach uprzykrzających życie zachowań. Śledztwo zamienia się w poszukiwanie skarbu – i tylko czasami wyścig (o życie). Trudno tu o współczucie dla bohaterów w chwilach grozy. To powieść rozrywkowa, barwna, nawet jeśli chwilami konwencjonalna i bazująca na schematach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz