Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2020.
Obserwacje uczonego
To jest publikacja, która ucieszy zarówno miłośników historii antropologicznych, opowieści podróżniczych i przygodowych, jak i fanów tych relacji, które zawierają pierwiastki autobiograficzne – to jest pokazują nie tylko obiekt pracy badacza, ale i sam jego warsztat. Zresztą wyjaśnień Don Kulick i tak by nie uniknął, skoro jego wyprawy do małej wioski w dżungli wiązały się z wielkim wyzwaniem logistycznym (a odbywały się w latach 80., 90. i w pierwszej dekadzie XXI wieku) i z przełamaniem tradycyjnych postaw antropologów. Do Papui-Nowej Gwinei – a konkretnie do liczącej dwieście osób wioski Gapun – przybywa autor, żeby udokumentować proces wymierania lokalnego języka tayap. Chce się dowiedzieć, dlaczego kolejne pokolenia przestają mówić językiem przodków (jednak młodzi ludzie poproszeni o przedstawienie jakiejś historii, posługują się tayapem sprawnie i bezbłędnie, a do tego bez wysiłku) – i zrozumieć przyczyny takiego stanu rzeczy. Oczywiście pragnie też ocalić dla środowiska sam język: tworzy słowniczki i utrwala gramatykę, sam stara się nauczyć tayapskiego i porozumiewać w wiosce. Ale czytelników nie będzie uczyć języka, który za moment stanie się historią. Tylko od czasu do czasu przedstawia na piśmie wątpliwości, z jakimi się borykał czy poszukiwania odpowiedniego określenia – jak w przypadku hasła na opisanie tęczy. Znacznie bardziej interesuje go tu samo życie w wiosce – i temu przede wszystkim się przygląda.
„Śmierć w lesie deszczowym” to napisana z zacięciem reportażowym i ze świadomością znaczenia punktów kulminacyjnych opowieść o codzienności w wiosce Gapun. Don Kulick jest jedynym białym w głębi dżungli (docierali tu co najwyżej misjonarze lub… oszuści). Zaakceptowany przez społeczność wioski, dostaje swój dom i włącza się w życie miejscowych. Je ich posiłki (co wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, zresztą o smaku i charakterystycznych potrawach autor sporo ma do powiedzenia), przepisuje na komputerze listy miłosne, charakteryzuje co ciekawszych mieszkańców, prezentuje legendy i wierzenia. Potrafi rozśmieszyć albo wzruszyć (kiedy przedstawia jedno z wyjątkowych pożegnań), unika jednak tonów pełnych wyższości i nawet krytykuje antropologów, którzy w taki sposób odnosili się do badanych. Próbuje jak najbardziej przeniknąć do struktur wioski i staje się jej częścią – raczej unika skarg lub poważnych zmartwień, do czasu – bo odkrycie, że Gapun nie jest sielanką z koszmarną kuchnią rozwiewa romantyzm tej historii.
Don Kulick pisze zabawnie i z pomysłem. Przedstawia czytelnikom fragment świata, do którego nie będą mieć dostępu – i skupia się na zwyczajności w środku dżungli. Nie zajmuje się przesadnie długo kwestią wymierania języka (chociaż widać wyraźnie, co go wypiera i co przeszkadza w pielęgnowaniu tradycji), a to sprawia, że swoją publikacją zainteresuje bardzo szerokie grono odbiorców. To książka, która nawiązuje do najlepszych narracji podróżniczych, jest wypełniona ciekawostkami i dowcipnie opisywanymi przeżyciami z kompletnie egzotycznej dla czytelników przestrzeni. Don Kulick wie doskonale, jak zaintrygować odbiorców – szuka dla nich wiadomości niezwyczajnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz