Czarne, Wołowiec 2020.
Pomiędzy
Tu ludzie są pomiędzy, ani Polacy, ani Niemcy. W dodatku – myleni, bo zwykło się Warmię i Mazury wymieniać na jednym oddechu i jako wspólnotę. Beata Szady często spotyka się ze zdziwieniem, że te krainy coś różni – i że różnice można uchwycić czy wskazać. Tom „Wieczny początek. Warmia i Mazury” to zatem publikacja reportażowa zwracająca uwagę odbiorców na problemy regionu i na jego miejsce w dyskusji publicznej. Beata Szady sprawdza, co gnębi mieszkańców, jaki wpływ na ich codzienność ma historia i skąd biorą się konflikty. Tłumaczy to, co z perspektywy bardziej odległej niekoniecznie zrozumiałe. Spotyka się z mieszkańcami, cierpliwie z nimi rozmawia i próbuje przekazać dalej to, co udało się jej wydobyć od lokalnej społeczności. Zwiedza stare domy, a czasami martwi się o losy materiałów: są tu tacy przedsiębiorcy, którzy rozbierają budynki z dbałością o dawne materiały. Problem w tym, że te materiały trafiają potem poza Warmię – a przy takim biznesie trudno dbać o dziedzictwo kulturowe. Sprawdza autorka, jak dochodziło do przejmowania ewangelickich kościołów przez katolików. Powraca tu – jak zawsze przy tematyce małych ojczyzn – pytanie o polskość i propagandę. Odkrywa historie rodzin, które tu trafiały po drugiej wojnie światowej. Opowiada, jak ludzie radzili sobie z biedą i głodem – a jak podchodziło się do kwestii gwałtów. Zdarza się bardzo często, że autorka motyw na opowieść wysnuwa z jakiegoś przedmiotu z duszą – szuka historii z przeszłości w drobnych gestach albo w zwierzeniach spotykanych ludzi. To przegląd wydarzeń, które od połowy XX wieku kształtowały okolicę i społeczność. Beata Szady rejestruje przemiany i wyzwania, notuje problemy w urzędach i przyczyny nieporozumień z sąsiadami. Pisze o tym, jak mieszkańcy układali sobie życie w obliczu komplikacji historyczno-terytorialnych. Tu nie ma miejsca na sentymenty, chyba tylko dla tych, którzy zaangażowali się w ocalanie lokalnego dziedzictwa i prawdziwego charakteru Warmii i Mazur, nie tyle nawet kultury ludowej, co obyczajowości, zwyczajności pozbawionej cepeliadowych zagrań. W tych krótkich opowieściach przenika się podziw dla ludzi radzących sobie z kłopotami bez zarzucania miejscowych idei z niezgodą na niszczenie dorobku minionych pokoleń.
Beata Szady odbywa rowerowe podróże do rozmaitych wiosek Warmii i Mazur – tak wzbudza zaufanie miejscowych i może stać się dla nich cennym słuchaczem oraz powiernikiem tajemnic. Stara się nie zawieść zaufania rozmówców, przekuwa to, co dla nich ważne, na reportaże ciekawe również od strony literackiej. Bywa, że sięga do wydarzeń z wielkiej historii, żeby wskazać wpływ na losy jednostek – ale równie często zabiera się za obudowywanie anegdot i charakterystyk zakodowanych w drobiazgach. Rejestruje dialogi puentujące obserwacje. Przygląda się całym rodom, odnotowuje wpływ jednych decyzji na postawy i emocje w rodzinach. Jeden temat zapewnia miejsce – region, którego specyfikę trzeba zrozumieć i pomóc ocalić. Drugi to ludzie, którzy wobec swojego miejsca na Ziemi są albo przesadnie troskliwi, albo – wyjątkowo nonszalanccy. Półcienie w „Wiecznym początku” nie istnieją – zresztą nie wzbudziłyby silniejszych emocji – w odróżnieniu od tego, co autorka wynajduje. W tomie Beaty Szady istnieje nadzieja na ocalanie lokalnych tradycji (w różnej postaci) – ale jest też wielka niezgoda na zaprzepaszczanie dorobku wcześniejszych pokoleń. Autorka posługuje się tu wyrazistymi „domowymi” obrazkami, które pomagają zrozumieć mentalność ludzi. Skłania się ku rejestrowaniu zwyczajności, która potrzebuje oparcia w dziedzictwie kulturowym. Tu nie ma wstępu to, co modne i kosmopolityczne, autorka za to chce budzić sympatię do dokonań przodków. Przypomina, dlaczego tradycja jest istotna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz