środa, 29 kwietnia 2020

Ed Nash: Pustynny snajper. Jak zwykły Angol poszedł na wojnę z ISIS

Rebis, Poznań 2020.

Wojna

Ed Nash szuka przygód i mocnych wrażeń – bez względu na cenę, jaką przyjdzie mu za to zapłacić. Nie ma żadnych rodzinnych zobowiązań, wybrał życie człowieka wolnego i podążającego za kolejnymi zachciankami – nawet jeśli to wygodne rozwiązanie, chce pomagać innym i działać w obronie tych, którzy pomocy potrzebują. W jego wypadku oznacza to zaciąganie się do organizacji, która umożliwia niesienie pomocy miejscowym przez walkę. I tak „zwykły Angol poszedł na wojnę z ISIS” – sprzeciwiając się temu, co robiło Państwo Islamskie, Ed Nash postanowił na własną rękę wymierzać sprawiedliwość. Różnice między służeniem w jednostce wojskowej i koniecznością podporządkowywania się rozkazom a działalności w organizacji bojowej są ogromne i czasami je autor podkreśla, ale wie, że nie każdy nadawałby się do regularnej armii. W „Pustynnym snajperze” zdaje relację ze swoich doświadczeń batalistycznych.

Jest ta opowieść dużo inna od zwykłych komentarzy wojskowych, którzy zostali wysłani na misje w różne strony świata. Przede wszystkim Nash nie skupia się ani na rygorze, ani na tęsknocie za bliskimi – ani jednego, ani drugiego nie doświadcza. Może zatem zająć się tym, co istnieje tu i teraz, rejestrować wojnę w jednostkowym jej wymiarze. Będzie zatem opowiadać o woni palonych ciał (która skutecznie i na długo odbiera apetyt) i o wybuchach samochodów-pułapek, o polowaniu na podejrzanie zachowujących się tubylców, którzy mogą wyjść z wioski, żeby poprosić o pomoc dla miejscowych, ale mogą też być owinięci materiałami wybuchowymi i stanowić żywe pułapki dla walczących. Ed Nash pracuje jako snajper i uczy się tego, jak oceniać odległość lecącego pocisku po dźwięku, który się słyszy, jak pomagać kolegom w potrzebie, ale też – jakie decyzje podejmować na linii ognia. Tutaj dużo jest ryzyka, ale też – sporo samotności. W całej opowieści nie ma raczej prób nawiązywania silniejszych relacji z kolegami z „oddziału”, nie ma też typowego dla amerykańskich marines humoru w relacji. Ed Nash to zwyczajny facet, który ze względów ideologicznych decyduje się na walkę – nie dodaje tu żadnych romantycznych historii ani wizji, które zmieniłyby sposób postrzegania go, trudno nawet mu na kartach tomu kibicować – bo też i autor odrzuca możliwość fabularyzowania historii czy nadawania jej dynamiki przez operowanie wydarzeniami i opisami. Może przedstawiać czytelnikom akcję z innej niż typowa we wspomnieniach byłych żołnierzy perspektywy – ale to wszystko. W „Pustynnym snajperze” nie znajdzie się też rozbudowanych analiz na temat sytuacji politycznej czy społecznej, poza wstępnymi wiadomościami dla nakreślenia kontekstu, autor nie chce zajmować się tym, co będzie można przeczytać w podręcznikach do historii. Jak sam stwierdza – o walce walczący czasami mogą powiedzieć najmniej – i on na własnych przeżyciach i odczuciach będzie się skupiać. Dzięki temu „Pustynny snajper” to książka nietypowa, jeśli weźmie się pod uwagę podobne publikacje – ale też raczej bez dużych szans na rozgłos, chyba że marketingowe działania oprze się na motywie samotnika wyruszającego w bój bez przynależności do armii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz