Czarne, Wołowiec 2020.
Przejście
Zapowiada się ta książka raczej mrocznie, a jednak „Pomarli” to zestaw barwnych obrazków, wspomnień, ale nieobciążonych widmem śmierci. Co prawda na początku każdej opowiastki Waldemar Bawołek przedstawia „metryczkę”, uwzględniając wiek, w którym dany bohater rozstał się ze światem, ale później coraz silniej zanurza się w codzienność, witalną rzeczywistość i energię charakteryzującą ludzi żyjących pełnią życia. Przygląda się autor tym postaciom, które przez swoje nawyki i dziwactwa zapadają silnie w pamięć otoczeniu – i po śmierci funkcjonować mogą dzięki owym niezwyczajnym gestom w świadomości sąsiadów. To pozwala ich ocalać, zachowywać na dłużej w świecie przyziemnych trosk. Na początku zresztą takim torem autor podąża: przypomina zafascynowane dorosłymi dziecko, które uwypukla jeszcze i odbiera z ogromną wrażliwością każde nietypowe zachowanie. Wobec tego rozstania ze zmarłymi zamieniają się w uporządkowanie pojedynczych obrazków w pamięci – każdy, kto robił coś nietypowo (przynajmniej w ujęciu obserwatora), przetrwa właśnie dzięki temu. Bawołek nie eksponuje „idealnych” cech, nie chce tworzyć pośmiertnych laurek – za to sięga po opowieści, które świetnie sprawdziłyby się na stypie i... podczas świąt. Zachowuje kolejnych zmarłych w kwintesencji ich życia, za sprawą potęgi skojarzeń. To na początku. Ale nie posługuje się tym – czytelnym i zrozumiałym dla odbiorców szablonem do końca książki. „Pomarli” w pewnym momencie zyskują zakorzenienie w Bildungsroman: dojrzewają razem z narratorem. A skoro dojrzewają, funkcjonują dzięki temu, co staje się najważniejsze dla opowiadacza – czyli dzięki seksualnym fantazjom i wtajemniczeniom. Coraz więcej scen z odkrywania własnej cielesności pojawia się u narratora, coraz częściej seks w rozmaitych odsłonach zaczyna dominować nad portretem z uwzględnieniem cech charakteru. Przestaje być ważne to, co zmarły osiągnął albo – czym się wsławił, istnieje w świadomości narratora wyłącznie za sprawą spełnienia, erotyzmu coraz bardziej podkreślanego. I tak „Pomarli” pokazują, jak przezwycięża się śmierć: to tom, w którym umieraniu zostało przeciwstawione życie w najczystszej, najbardziej esencjonalnej postaci. Nagle stypa zamienia się w karnawał, nie ma mowy o stracie i smutku, jest radość odkrywania możliwości, które czekają w dorosłym świecie. Śmierć wyparta z rozdziałów, zepchnięta do metryczek bohaterów, przestaje znaczyć. Bawołek nie zamierza obiecywać wiecznej radości, ale odwraca uwagę od refleksji eschatologicznych. „Pomarli” to jak album ze zdjęciami przodków – można go oglądać i przypominać sobie rodzinne historie (bądź sekrety związane z poszczególnymi osobami): nie ma w tym chęci budowania pełnej biografii każdego z osobna, raczej – skupienie się na anegdotach i na drobnych gestach. Śmierć obnaża portrety, uświadamia odbiorcom, z jakich detali się składają – i jak będą funkcjonować później w pamięci swoich bliskich. Waldemar Bawołek jest w tej prozie gadułą, próbuje wspinać się na wyżyny liryzmu, szuka niezwykłości w języku – ale historiami trafia w samo sedno ludzkich istnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz