Egmont, Warszawa 2019.
Złośliwości
Dana Simpson pozazdrościła Billemu Wattersonowi – albo stwierdziła, że dziewczynki też zasługują na swoją bohaterkę komiksową, która rozśmieszy starszych i młodszych czytelników. Powołała do istnienia kilkulatkę Fibi – a żeby Fibi nie czuła się samotna (bo nie ma wokół niej mnóstwa koleżanek, pojawia się raczej jedna rywalka), przyprowadziła do niej jednorożca, Marigold. Jednorożec płci żeńskiej spełnia życzenia, a ponieważ Fibi chciałaby, by Marigold stała się jej najlepszą przyjaciółką, nie ma właściwie wyboru. Chociaż takim obrotem spraw nie jest specjalnie uszczęśliwiona. Jednorożce ogólnie trudno zadowolić, a Marigold jest gwiazdą i jak gwiazda się zachowuje. Przede wszystkim to wielka dama, której nie w smak wybryki małej rozkapryszonej dziewczynki. Kiedy trzeba, Marigold będzie zatem tonować pomysły Fibi. Sama też potrafi kaprysić, więc pod względem charakterów pojedynek jest bardzo wyrównany. Do tego wszystkiego Marigold ma pewną słabą stronę: jeśli pokaże się jej odbicie w lustrze, zachowuje się jak zahipnotyzowana, traci z oczu cały świat. To zjawisko, które pomaga czasami wyjść z opresji lub zakończyć wyjątkowo długą kłótnię. Fibi swoje życzenia wypowiada lekkomyślnie – więc bohaterki raz po raz wpadają w tarapaty, a szczytem kłopotów będzie zemsta na nieprzyjaciółce Fibi. Dana Simpson sięga po dziecięce sprawy, łatwo uwierzyć w kreację kilkulatki z jej pomysłami i precyzyjnie odtwarzanymi zachowaniami – Fibi to kilkulatka nieznośna i przez to bardzo prawdziwa. Marigold z kolei utrzymuje się w świadomości odbiorców dzięki dorosłej ironii i braku zapędów dyplomatycznych: jednorożec zawsze mówi to, co myśli, nawet jeśli prawda może wstrząsnąć. Pozwala odbiorcom uświadamiać sobie bezsensowność niektórych zachowań, a do tego przez cały czas śmieszy. W tym zestawie – krnąbrne dziecko i wyniosły jednorożec – kolejne wybryki wypadają komicznie. I na śmiechu opiera się pomysł na całość.
Dana Simpson w strukturze komiksu trochę opiera się na przygodach Calvina, ale nie tworzy sobie ograniczeń do pasków (stripów) czy stron. Na historyjkę – a jest tu wiele rozdziałów, które są osobnymi opowiastkami – przeznacza tyle miejsca, ile akurat potrzebuje. Przez to też nie rozplanowuje kadrów określonej wielkości, może dowolnie kształtować kolejne scenki. Wyczuwa puenty, rzadko zdarzają się klauzule, które nie wywołają śmiechu albo refleksji, przeważnie przygody Fibi i jednorożca prowadzą do zabawnych konkluzji, a Dana Simpson nie przegaduje żartów. Proponuje historię dobrej jakości, jeśli patrzy się pod kątem śmiechu – przekona do siebie i dzieci, i dorosłych – te pierwsze skupią się na doświadczeniach Fibi, ci drudzy przede wszystkim docenią warstwę humoru. Od Wattersona i Schulza Dana Simpson odchodzi przez wykorzystywanie kolorów: chociaż stosuje satyryczną kreskę, dodaje barwy do opowiastek. Jest to zabieg, który z pewnością przyciągnie do tomu dzieci. Pierwsza część przygód Fibi i Marigold wypada bardzo obiecująco i pozostaje mieć nadzieję, że taki klimat utrzyma się w następnych tomikach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz