niedziela, 10 listopada 2019

Maria Reimann: Nie przywitam się z państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności

Czarne, Wołowiec 2019.

Wychowanie

Więcej niepełnosprawności jest w głowach ludzi niż w ciałach, zdaje się mówić Maria Reimann, która skupia się na dwóch schorzeniach utrudniających egzystencję w społeczeństwach. Jednym z problemów jest zespół Turnera, „kondycja genetyczna” dotykająca kobiety i powodująca między innymi niski wzrost czy poważne kłopoty z płodnością, drugim – zaburzenia wzroku (autorka jest osobą niedowidzącą, co wyklucza ją częściowo zarówno spośród widzących, jak i spośród niewidomych). Opierając się na własnych doświadczeniach oraz na przemyśleniach rozmówczyń z zespołem Turnera, autorka tworzy osobiste zwierzenie. „Nie przywitam się z państwem na ulicy” to rodzaj prywatnego buntu i pokazania, że nie zawsze niepełnosprawność ma taki wymiar, jak sądzą ludzie z zewnątrz. Każdy w jakiś sposób uczy się żyć ze swoimi ułomnościami, a problem pojawia się dopiero w zetknięciu z innymi. Pół biedy, jeśli chcą oni porozmawiać i zrozumieć trudne zagadnienie, gorzej, jeśli ranią bezmyślnie.

Dużo miejsca w tej książce Maria Reimann poświęca rodzicom, którzy muszą wychowywać niepełnosprawne dzieci i otaczają je parasolem ochronnym. Pokazuje, że nadopiekuńczość prowadzi do braku umiejętności radzenia sobie w społeczeństwie, za to wystawianie dzieci na poważne próby owocuje ich lepszym przystosowaniem do życia. Autorka odnotowuje niepotrzebne ograniczenia w psychice: przypomina, że z każdym problemem można sobie poradzić i wszystko jest kwestią odpowiedniego nastawienia. Jako krzepiące, podsuwa obrazy zachowań przyjaciół – tych, którzy doskonale wiedzą, co powiedzieć i co zrobić, żeby podnieść na duchu bez tanich wzruszeń i pocieszania. Przykładami mogą być też myślący rodzice – ci, którzy nie zamierzają ułatwiać pociechom startu, za to sporo wymagają.

Maria Reimann pisze o doświadczeniu niepełnosprawności jako o wymuszającym specyficzny rodzaj dyskursu w rozmowach ze zdrowymi – pokazuje, jak często ludzie, nawet z dobrą wolą, nie wiedzą, jak prowadzić dialog czy – skąd czerpać potrzebne informacje. Krzywdzenie słowami niepełnosprawnych i chorych w dobrej wierze to zjawisko, które przydałoby się jak najszybciej wyplenić, na trudne rozmowy Reimann chce przygotowywać. Z jednej strony jest tu infantylizacja chorych, z drugiej – stawianie na ich samodzielność, z jednej poczucie wyjątkowości, z drugiej – dążenie do zwyczajności i braku specjalnego traktowania. Autorka nawet jeśli nie daje prostych i sprawdzonych przepisów na życie, to pozwala się zastanowić nad kwestią niepełnosprawności i choroby, uświadomić odbiorcom, że nie zawsze rzeczy są takie, na jakie wyglądają. Uczy empatii i wrażliwości, ale unika sentymentów. Ta krótka i prosta książeczka przydaje się, kiedy chce się zacząć lepiej rozumieć innych.

Czy chorzy powinni zamykać się w swoim świecie i szukać znajomych wyłącznie pośród osób o podobnych doświadczeniach, czy brak – niemożność poznania niektórych rodzajów odkryć – powinien rzutować na poczucie szczęścia – Maria Reimann pozwala przyjrzeć się niepełnosprawnościom z innej perspektywy, przekonuje, że normalność tak naprawdę zależy od samych chorych – i od ich bliskich, którzy będą rozsądnie postępować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz