niedziela, 27 października 2019

Marta Kisiel: Małe Licho i anioł z kamienia

Wilga, Warszawa 2019.

Spór o dobro i zło

Małe Licho jest dobre, miłe i kochane przez wszystkich. Ale w domu Bożka mieszka też inny anioł stróż, ocalony kiedyś, przygarnięty od człowieka, który go nie chciał – Tsadkiel. Tsadkiel to anioł stróż zgorzkniały. Nie umie być sympatyczny, zresztą nawet się o to nie stara – zbyt wielu krzywd doznał i zbyt wiele zadr ma w sercu, żeby zastanawiać się nad empatią albo sensem sprawiania komuś przyjemności. Tsadkiel zwykle narzeka albo torpeduje rozrywkowe plany innych. W domu Bożka można go dość łatwo znieść: tu każdy ma swój kąt i zapewnia aniołowi stróżowi prywatność. Nawet jeśli wokół roi się od istot nadprzyrodzonych, są to istoty oswojone i akceptowane. Ale Tsadkiel jeszcze nie wie, że jego cierpliwość zostanie wystawiona na poważną próbę.

W drugiej powieści o Bożku i Małym Lichu Marta Kisiel rozpoczyna od zagadnienia, które zaintrygować może maluchy zwłaszcza dzisiaj, kiedy coraz bardziej modne jest rezygnowanie z lekcji religii dla pociech. Bożek zastanawia się mianowicie, czy wolno mu obchodzić Boże Narodzenie – i na jakiej podstawie, skoro nie jest to jego wiara. Mądry wujek odwołuje się do pogańskich zwyczajów, przekonując bohatera, że każdy może świętować według własnego uznania – co oznacza już wkrótce gromadne lepienie i ozdabianie pierniczków (zwłaszcza wielomackowe potwory wiodą tu prym, mogą bowiem jednocześnie przygotowywać wielkie ilości smakołyków… które i tak błyskawicznie znikną). Świąteczny klimat na początku pokazuje, jak można wykorzystać schemat w literaturze nie tylko czwartej eksploatowany do granic możliwości. Bo dla Marty Kisiel to okazja do budzenia dobrodusznego śmiechu.

Fabuła dopiero się nakręci, kiedy w domu zapanuje ospa (zachoruje na nią jeden z wujków), mama będzie musiała zająć się Lichem i pozostałymi chorymi, a Bożek wraz z potworem Guciem i Tsadkielem zostanie wysłany na ferie do cioci. I tak samo jak w przypadku szkoły – chłopiec mocno zaprotestuje (chociaż nie ma nic do powiedzenia). Może by pogodził się z sytuacją znacznie szybciej, gdyby wiedział, że ową ciocią jest Oda, wiła mieszkająca w miejscu dawnej Lichotki. Ale na miejscu to Tsadkiel przeżywa największą traumę – jako ten, który nie ma ochoty bratać się z demonami, a nawet czortem (tak, Bazyl też się tu pojawi, więc jeśli dorośli czytelnicy stęsknili się za „gadającą kozą” z wadą wymowy i sarkastycznym poczuciem humoru, mogą bez obaw sięgnąć do dziecięcej powieści Marty Kisiel). Bożek będzie musiał odbyć wielką podróż w zaświaty (to dobra okazja, żeby spotkać Szczęsnego i poezję romantyczną), by ocalić swojego pierwszego poważnego wroga, który w dodatku odwołuje się do prawdziwych wartości i wielkich słów. „Małe Licho i anioł z kamienia” to powieść, która spodoba się i dzieciom, i dorosłym – Marta Kisiel nie tylko rozśmieszy każdego, da też sporo do myślenia. A ponadto proponuje ciekawą fabułę pozbawioną literackich kolein. Tu wszystko dzieje się bardziej. I bardzo dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz