piątek, 18 października 2019

Gołda Tencer, Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska: Gołda Tencer. Jidisze mame

Edipresse Książki, Warszawa 2019.

Saga

Olbrzymia jest ta książka – zarówno formatem, jak i objętością, liczy sobie niemal sześćset stron. Przygotowana została przez Katarzynę Przybyszewską-Ortonowską oraz Gołdę Tencer, ale narracja utrzymana jest w pierwszej osobie i prowadzona przez samą bohaterkę. To znakomite rozwiązanie, bo dzięki temu tom nabiera prywatnego charakteru i zwraca na siebie uwagę jeszcze bardziej. Jest to publikacja przede wszystkim dla zainteresowanych tematem kultury żydowskiej i historii rodziny Gołdy Tencer, oraz dla tych czytelników, którzy chcieliby poznać samą kultową już postać. Ale jest też książką niebywale apetyczną, przesyconą smakami, zapachami i wspomnieniami ze świata, który już nie istnieje.

Rozpoczyna Gołda Tencer od odtwarzania losów własnej rodziny. Pewnych rzeczy nie jest w stanie poznać z bezpośrednich opowieści, ale też po latach dopiero przychodzi czas refleksji nad tym, że mogła ocalać rodowe historie. Przystępuje do żmudnej pracy polegającej na szukaniu w archiwach i sprawdzaniu każdego tropu – tak, żeby odtworzyć losy rodziny na kilka wieków wstecz. Udaje jej się ta sztuka, więc już od pierwszych stron tom staje się bardzo barwny, przesycony oryginalnym klimatem i zajmujący. To nie typowe schematyczne odwzorowywanie życiorysów rodziców charakterystyczne dla wydawanych w pośpiechu biografii, a rzetelne zagłębianie się w przeszłość, która nabiera kształtu dzięki odkryciom. Gołda Tencer ocala pamięć o bliskich – a to tylko wstęp do bardzo rozbudowanej historii. Uwagę przyciągnie szczególnie rozdział poświęcony zapamiętanym z dzieciństwa smakom i całej sztuce kulinarnej – bohaterka książki zwróci się jeszcze raz ku domowi rodzinnemu, odtworzy sytuacje z kuchni, podczas których pod okiem despotycznie nastawionej do gotowania matki miała zgłębiać tajniki przygotowywania tradycyjnych potraw. Nawet gdyby bardzo się starała zapamiętać wszystkie wskazówki i sekrety, nie udałoby się to za sprawą mało precyzyjnych wskazówek. Teraz przydają się one Gołdzie do prezentowania niezwykłości tamtych spotkań i do rozbudzania apetytów na cały tom. Gołda Tencer opisuje swoich bliskich, skupia się przez pewien czas na mężu, ale przedstawia również siebie jako charakterystyczną „żydowską matkę” - z ironicznym poczuciem humoru prowadzi tutaj opowieść. Ważną rolę w jej zwierzeniach zajmuje również teatr, zwłaszcza pod koniec książki zajmuje się kwestią przejęcia rządów czy przeprowadzką: pokazuje ogrom sentymentów i ciężkiej pracy, jaką wkłada w przygotowanie repertuaru czy w występowanie. Przez moment książkę wypełniają też zwierzenia szkolnych kolegów Gołdy – wszystkich, których bezpośrednio dotknęły przesiedlenia Żydów. Mówienie o Marcu 1968 (i nie tylko) jest tu rozpisane na wiele głosów: niby historie są do siebie podobne, a jednak każda z nich wybrzmiewa inaczej i każda jakoś uzupełnia poprzednie. Łatwiej dzięki temu zrozumieć traumy, a sama Gołda Tencer nie musi już precyzyjnie nakreślać poszczególnych historii. Zresztą i tak rzeczywistość wydaje się mniej interesująca niż prywatne wspomnienia i opowieści z domów. Autorka zwierza się z różnych doświadczeń, podkreśla zmysłowe wspomnienia, potrafi przekazać czytelnikom – za sprawą współautorki tomu – każdą najdrobniejszą nawet emocję. Nie proponuje suchej autobiografii, a feerię kolorów, nawet jeśli rzeczywistość przerywa marzenia i nie pozwala na wprowadzanie w czyn śmiałych pomysłów. „Gołda Tencer. Jidisze mame” to książka monumentalna, wypełniona fotografiami i wspomnieniami wielkiej wagi – robi wrażenie na odbiorcach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz