niedziela, 1 września 2019

Marta Maruszczak: Co tam słychać, czyli dziwne dźwięki z głębi ciała

Nasza Księgarnia, Warszawa 2019.

Dźwięki

Ludzkie ciało jest dla dzieci fascynującą tajemnicą. Niektóre zagadnienia wydają się maluchom bardziej kuszące, zwłaszcza gdy są tabuizowane przez dorosłych. I bez wątpienia tematem, który warto rozpracować, są dźwięki wydawane przez organizm ciało, mniej lub bardziej świadomie. Ów motyw dla przedszkolaków zamyka się przeważnie na liście zakazów i nakazów, lekcjach grzeczności, których nie szczędzą rodzice i wychowawcy – tymczasem kodeksy zachowań nie zaspokoją ciekawości kilkulatków. Dlatego też Marta Maruszczak zajmuje się opowiedzeniem tego, „Co tam słychać”: przysłuchuje się szeregowi odgłosów i dokładnie je dzieciom przedstawia. Nie unika zagadnień „niegrzecznych”: bekania czy puszczania bąków, więc bez większego wysiłku przekona dzieci do lektury. Zwłaszcza że od tych akurat dźwięków swoją opowieść zaczyna.

Jest tu za każdym razem – na każdej rozkładówce – sprawdzanie, gdzie i z jakiego powodu rodzi się wybrany dźwięk, co go wywołuje albo skąd się wywodzi. Jest porada, jak pozbyć się tego niepożądanego lub jak się zachować w towarzystwie. Autorka sięga również po ciekawostki ze świata zwierząt i porównuje ich doświadczenia do tych, które zaobserwują u siebie odbiorcy. Czasem uspokaja, czasem przypomina, że coś może być groźne dla zdrowia i warto zasięgnąć porady lekarza. Wszystkie wiadomości na temat konkretnego dźwięku (to kichnięcie, kaszel, czkawka, gwizd itp.) mieszczą się na rozkładówce i zostają poszatkowane na drobne akapity. Pojedynczy akapit – jeden temat – zostaje wpleciony w ilustrację. Unikanie linearności to urozmaicenie lektury, sposób na zaintrygowanie dzieci: fakty trzeba sobie dopiero znaleźć na stronach, czasami odwrócić książeczkę, żeby dotrzeć do kolejnej ciekawostki, czasami w ogóle podążać za przedziwnym wzorkiem, w jaki układają się litery. Zawartość nie rozczarowuje, więc dzieci będą chciały szukać dalszych opowiastek. Autorka stosuje tu również tytuły do poszczególnych akapitów, zadaje pytania, wprowadza wykrzyknienia albo w ogóle zachowuje się, jakby zachęcała do czytania. Teksty uzupełnione są jeszcze o komiksowe dymki: bohaterowie, którzy akurat pojawiają się na stronach, wchodzą ze sobą w satyryczne dialogi, od czasu do czasu dochodzą do obrazków jeszcze zabawne podpisy czy komendy.

Artur Gulewicz sięga po ilustracje kolorowe i zwariowane. Opiera się na motywach ludzkiego ciała, dodaje do tego mnóstwo symboli i gestów spoza kadru, pojedynczych przedmiotów luźno powiązanych z tokiem opowieści, a i zestaw różnych podlewów. Operuje mocnymi kolorami i różnymi krojami czcionek, tak, żeby strony nie kojarzyły się z podręcznikami, a były udziwniane, szalone, nieokiełznane i pełne „przygód”. Mali czytelnicy powinni się zainteresować tak rozwiązaną stroną graficzną: to sposób na przyciągnięcie ich do tomiku.

Ale i sam temat spełnia tu swoją rolę: pozwala na wyjaśnianie dzieciom kwestii związanych z biologią, budową ludzkiego ciała czy procesami fizjologicznymi, a przy okazji stanowi rozrywkę: po „Co tam słychać” sięga się przede wszystkim z ciekawości, to dla maluchów atrakcyjna lektura i możliwość sprawdzenia w praktyce zdobytej wiedzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz