Akapit Press, Łódź 2019.
Tajemnica zza płotu
Dzieci dwóch przyjaciółek ze szkolnej ławki bardzo nudzą się na wakacjach na działce. Każde jest zajęte swoimi sprawami, czasem dialog uniemożliwiają różnice wieku, czasem – różnice zainteresowań. Dlatego też relację o tym, co się wydarzyło, przedstawiają wielogłosowo, każdy z bohaterów prezentuje własną perspektywę (i przy okazji zdradza największe tęsknoty czy uczucia, z którymi nie afiszuje się przed innymi). Na pewno żadne z dzieci nie spodziewa się, że na działce za miastem może je spotkać coś fascynującego, nikt nie przypuszcza nawet, że przygoda czai się tuż obok. Nuda przełamywana jest czasami brakiem ojca (zwłaszcza jeden z chłopców wciąż gloryfikuje rodzica i odwołuje się do jego pomysłów), czasami – wyznaniami na temat własnych zainteresowań. Jednak dzieje się niewiele, zwłaszcza że obie mamy przeważnie skupiają się na sobie i ciągle rozmawiają. I wtedy, gdy nie ma już nadziei na poprawę losu, wydarza się COŚ. Zapowiedź przygody. Najpierw na płocie pojawia się torebka ze słodyczami – niby nic, ale smakołyki zostały dobrane tak, żeby każde z dzieci znalazło swoje ulubione. Pytanie, kto zna je na tyle dobrze, żeby dopasować łakocie do gustów – i w jakim celu to robi. To okazja do wykorzystania technologii i skontaktowania się z tajemniczym nieznajomym, a właściwie nieznajomą. I tak dzieci trafiają do współczesnej wersji Baby Jagi, do pani Jadwigi, która jest Mechaniką Samochodową i mieszka w garażu, otacza się kotami i różami i spełnia marzenia dzieci. Pani Jadwiga to kobieta starsza i schorowana, uciekła od świata po miłosnym rozczarowaniu, zapadła na zdrowiu i teraz zdana tylko na siebie leczy rany z dala od ludzi. Nie straciła jednak pogody ducha, może wciąż sprawiać innym miłe niespodzianki. Myśli o dzieciach, a to znaczy, że zyska nowych małych przyjaciół, którzy nie zostawią jej w potrzebie. Najmłodsi z kolei będą mieli dobrą lekcję empatii: przekonają się, że można się o kogoś martwić i troszczyć, że można zastanawiać się, jak sprawić mu przyjemność i ulżyć w cierpieniu. Kiedy przestaną myśleć o własnej nudzie, wakacje zamienią się w ciekawe doświadczenia. W dodatku obcy garaż to miejsce, które należy odkrywać, stopniowo, razem z sekretami jego właścicielki.
„Róże w garażu” Agnieszki Tyszki to książka niewielka objętościowo i niespecjalnie skomplikowana w narracji, chociaż tutaj kilkoro narratorów może odbiorcom przysporzyć nieco problemów: trzeba się będzie przyzwyczaić do takiego trybu prowadzenia historii i poznawać bohaterów w rytmie, który sami podsuwają. Widać w tomie te motywy, które Tyszka chętnie przedstawia odbiorcom: między innymi niechęć do świata mediów elektronicznych. Smsy służą tu jedynie popychaniu akcji do przodu, czasami – wyznaniom, jednak znacznie ciekawiej robi się w realnym świecie, z dala od komputerów i telefonów. Dzieci pozostawione same sobie zajmują się pracami plastycznymi i mogą dawać upust wyobraźni – to również podpowiedź dla małych czytelników, którzy będą chcieli zabić nudę bądź zareagować na konkretne wydarzenia w najbliższym otoczeniu. Nawet samo relacjonowanie wydarzeń wypada oryginalnie i może być sposobem na uruchomienie kreatywności, Agnieszka Tyszka wie o tym doskonale i dlatego nie stroni od podobnych rozwiązań.
Marianna Jagoda ilustruje to wydanie „Róż w garażu” baśniowo: stawia na proste kształty i mocne kolory, pozorny infantylizm i powtarzalność motywów, ale sprawia też, że każdy obrazek daje się podziwiać przez długi czas – i tak samo odkrywać. Ilustracje zamieniają się w piękne ozdobniki i wyobraźniowe popisy, ułatwiają wkroczenie w świat fantazji i ozdabiają rzeczywistość: przy takich obrazkach znacznie łatwiej jest snuć opowieści o tym, co wyimaginowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz