PIW, Warszawa 2019.
Raj inaczej
Najpierw jest pragnienie posiadania, a nawet nie tyle pragnienie posiadania, co świadomość, że można bez większego wysiłku mieć więcej i więcej. Wystarczy tylko sprzedawać krew. Organizm ją zregeneruje, co prawda z czasem trzeba będzie upuszczać krew częściej, bo będzie produkować jej w nadmiarze, ale to tylko czysty zysk dla właściciela. Krew jest walutą, można za nią kupić wszystko, co się chce. Umożliwia to bogacenie się osób, które do tej pory na bogactwo szans nie miały: nie były ani szlachetnie urodzone, ani nie posiadały wystarczających talentów do zdobycia fortuny. Tymczasem handel krwią sprawia, że bogaty może stać się każdy, bez względu na urodzenie czy umiejętności. Wkrótce znakomita większość mieszkańców wioski Ding będzie już zaangażowana w proceder sprzedaży swojej krwi. Nieważne, co się z nią będzie potem działo: ważne, że przyniesie zysk. Wszystko zaczęło się od wizji jednego człowieka, który teraz może wziąć odpowiedzialność za tragedię, która się wydarzyła. Bo oto wioskę Ding zaczęła trawić przedziwna gorączka. Ludzie, którzy dawniej sprzedawali krew, teraz mają niepokojące objawy: rośnie temperatura ich ciała, pojawiają się krwawe wybroczyny i w niedługim czasie następuje śmierć. Giną kolejni mieszkańcy wioski i trzeba wreszcie podjąć jakieś bardziej zdecydowane działania, bo inaczej epidemia zniszczy wszystkich. AIDS zatacza coraz szersze kręgi. Czas przyznać się do błędów, uświadomić ludziom, że to konsekwencje pazerności (niezachowania higieny w procederze oddawania krwi) – i że trzeba jak najszybciej podjąć prace nad szczepionką. Nie wszyscy chcą jednak przyjąć do wiadomości, że zmieniły się zasady i że raj już się skończył. Sen o sprzedaży krwi przyniósł niemal pogrom, a na pewno zniszczenie i koszmar dla wielu rodzin. W prawie każdym domu ktoś umarł, w wielu – jeszcze umrze.
Yan Lianke odwołuje się do problemu społecznego: inspiruje go temat wymierania całych wiosek w Chinach z powodu AIDS. Ale nie stawia na realizm i odnotowywanie faktów czy wprowadzanie prostych przestróg dla czytelników. Motyw sprzedaży krwi zamienia w kwestię z gruntu oniryczną, sprawia, że w tomie panuje atmosfera nierealizmu. Tu wszystko rozgrywa się w przestrzeni niedookreślonej, niezwykłej nie tylko ze względu na egzotykę tematyczną, ale i – na sam klimat opowieści. Lianke czaruje słowem i sprawia, że odbiorcy będą usatysfakcjonowani liryzmem tej powieści: tutaj tekst nabiera melodyjności i może funkcjonować jako literatura piękna, społeczne przesłania stanowią dopiero jedną z kolejnych płaszczyzn lekturowych.
Jest jednak coś, czego nie można pominąć w tej opowieści: niezależnie od kontekstu kulturowego i dopracowywania magicznej narracji autor bardzo precyzyjnie szkicuje charaktery i reakcje ludzi postawionych w obliczu ostateczności. Mieszkańcy wioski Ding już wiedzą, że nie mają nic do stracenia. Zwłaszcza ci, którzy są chorzy i wiedzą, że wyrok na nich już zapadł: tracą moralne hamulce, przestają liczyć się z opiniami innych. Paradoksalnie – tuż przed śmiercią zyskują upragnioną wolność, mogą robić to, na co mają ochotę. Pojawią się zatem niemoralne nowe związki, zachowania normalnie nieakceptowane przez społeczeństwo. Tu – nie wiadomo, jak się z nimi uporać, ani społeczny ostracyzm, ani groźba dalekosiężnych konsekwencji nie mają racji bytu. „Sen wioski Ding” to książka wielowymiarowa, powieść, którą odczytuje się na wiele różnych sposobów – każdy znajdzie w niej coś dla siebie, a część odbiorców doceni dodatkowo wielką drobiazgowość w opowieści, nacisk kładziony na szczegóły w kreowaniu przestrzeni powieściowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz