PIW, Warszawa 2019.
Z wysokości tronu
Maria Tudor staje się królową. Ten punkt to właściwie koniec burzliwej opowieści Anny Whitelock, chociaż oczywiście książka zostanie doprowadzona aż do śmierci władczyni. Tyle tylko, że od momentu przejścia do przedstawiania losów koronowanej głowy nie ma już ciągłego poczucia zagrożenia, maskowania prawdziwych emocji przed bliskimi czy upokorzeń. Maria Tudor triumfuje, nic jej już nie zagrozi – a przynajmniej kończy się jej dotychczasowa gehenna. Anna Whitelock jest świadoma, jaki temat najbardziej przyciągnie czytelników i umiejętnie rozkłada proporcje w tej biografii. „Maria Tudor” to książka złożona z dwóch nierównych pod względem emocjonalnym części. Oczywiście dla pasjonujących się historią cenniejszy będzie opis etapu już po koronacji – z ciekawostkami dotyczącymi życia dworskiego. Natomiast zwykli czytelnicy z pewnością zachwyceni będą pierwszym fragmentem tomu, tym, w którym mowa jest o dzieciństwie Marii.
Anna Whitelock dba o to, żeby przedstawić czytelnikom losy Marii z uwzględnieniem jej uczuć, bez względu na zachowane dokumenty i postawę wymagającą dyplomacji w każdych okolicznościach. Wie, że to właśnie ten motyw, który przyciągnie odbiorców i wzbudzi zainteresowanie nawet tych, którzy na co dzień historią się nie interesują. Czym innym jest bowiem rejestrowanie danych: dat i faktów na podstawie zachowanych dokumentów, a czym innym – próba budowania portretu charakterologicznego. W tym Whitelock celuje, udaje jej się stworzyć Marię Tudor z krwi i kości, chociaż – wciąż ze względu na okoliczności idealizowaną. Bohaterka książki w dzieciństwie zostaje zmuszona do rozłączenia z matką, nie wie jeszcze, że ten stan utrzyma się aż do śmierci rodzicielki. Krytykowana i odrzucana przez ojca i przez jego kolejną wybrankę, musi zachowywać się godnie. Bunt na wiele się nie zda, przez niemal całe dzieciństwo Maria przede wszystkim stara się przetrwać. Przeciwności losu czynią ją silniejszą, pozwalają na hartowanie ducha. Rzecz jasna w biografii to niemal uświęcanie postaci, Maria w ujęciu Whitelock jest wręcz idealna, nie popełnia błędów, nie pozwala sobie na okazywanie słabości, ale też nie kieruje się emocjami. Zachowane listy do różnych sprzymierzeńców – konwencjonalne, ale przecież nie tylko będące dyplomatycznym popisem – świadczą o równowadze, przynajmniej pozornej. Dzisiejszym czytelnikom być może trudno będzie uwierzyć w takie postawy i takie wyczucie sytuacji u dziecka. Maria idealna to jednak Maria, która bez trudu da się lubić. Ma na to wpływ sposób opisywania otoczenia: wszędzie kryją się wrogowie, trzeba na każdym kroku bardzo uważać, żeby nie popełnić błędu tragicznego w skutkach (ścinanie głów w tym czasie to powszechnie przyjęty sposób na rozstawanie się z problemem). Nic dziwnego, że nawet znakomitość Marii nie będzie tu budzić zniechęcenia – a przyczyni się raczej do sympatii dla bohaterki. „Maria Tudor” to publikacja, w której ważną rolę odgrywają fragmenty listów i dokumentów, ale Anna Whitelock potrafi z gęstej i bogatej w fakty narracji uczynić lekturę bardzo ciekawą i wciągającą. Trafi do swoich czytelników – nie tylko do fanów biografii historycznych – za sprawą narracyjnego wyczucia, umiejętności odwzorowywania uczuć uniwersalnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz