piątek, 26 lipca 2019

Penelope Bloom: Jej wisienki

Albatros, Warszawa 2019.

Romans na talerzu

Nie jest to najlepszy z możliwych tytułów (podobnie jak poprzedni w tej serii…), ale na amerykańskim rynku powieści popularnych mógł się sprawdzić. „Jej wisienki” to nie literatura pornograficzna, a prosty romans baśniowy, dla mniej wymagających czytelniczek. Hailey to młoda kobieta, której wszyscy – zwłaszcza siostra i najlepszy przyjaciel – dokuczają z racji rzekomego staropanieństwa. Bohaterka nie potrafi znaleźć sobie faceta, ale też nie stara się o to: z nikim się nie umawia, nie flirtuje, całym jej światem jest mała cukiernia i kolejne wypieki. Bliscy próbują nawet sprowokować Hailey do działania, zakładając się z nią: kobieta musi podjąć niezobowiązującą rozmowę z jednym z klientów. Traf chce, że akurat wpada mu w oko: mężczyzna podejmuje grę i dość szybko przechodzi z neutralnych tematów na mocno dwuznaczne. Ale w tej powieści nie ma mowy o molestowaniu albo o niestosowności podobnych dialogów: w końcu Hailey chce iść na randkę z nieznajomym i całkiem odpowiada jej zainteresowanie, nieważne jak okazywane. Relacja rozwija się bardzo szybko, zresztą cała książka jest dość krótka, a przecież muszą się zmieścić w niej elementy obowiązkowe: rozczarowanie nową miłością i baśniowy finał.

Penelope Bloom posługuje się schematami charakterystycznymi dla romansów z kultury popularnej, wiadomo, jak potoczy się akcja – skoro w dodatku zapowiada się taki bieg zdarzeń od samego początku. Nie ma czasu na dylematy, nie ma miejsca na poszukiwanie właściwego mężczyzny: jedyny, który się pojawi i zwróci na bohaterkę uwagę, jest automatycznie tym jedynym i na całe życie, na namiętność odpowiada się namiętnością. Penelope Bloom próbuje jeszcze modyfikować akcję: na pierwszą randkę umawia bohaterów na tajemniczej imprezie, sugeruje, że sytuacja może się rozwinąć szybciej, niż ktokolwiek by przypuszczał. Do tego potrzebna jest ogromna naiwność postaci: Hailey – jako kobieta bez doświadczenia w prawdziwych związkach – ma do tego prawo. Traci dla niej głowę donżuan – ale i tutaj autorka pozbawia go wątpliwości na temat przyszłości związku. Stan zakochania utrzymuje się i pozwala postaciom na dokonywanie dowolnych głupstw: nikt nie będzie przecież oceniać prawdopodobieństwa, skoro czytelniczki oczekują po prostu historii miłosnej. Wbrew obawom związanym z tytułem (i pikantnym żartom, na jakie pozwalają sobie bliscy bohaterki i ona sama), aluzji erotycznych nie eksponuje autorka przesadnie. Owszem, sprawia, że parę razy zbyt wyraźnie postacie dadzą sobie do zrozumienia, co jest dla nich ważne, ale nie zamieni się to w powieść erotyczną, pozostanie prostym komediowym romansem – na szczęście. Bloom sama sobie przekreśla możliwość dotarcia do bardziej ambitnych czytelniczek – które szukałyby czytadła na jeden raz. Jednak ma szansę zwrócić na siebie uwagę odbiorczyń literatury masowej i tych, które potrzebują odrobiny pikanterii. W treści, chociaż jest schematyczna do bólu i nie zafunduje odbiorcom psychologicznie dopracowanych postaci, błędów nie popełnia, prowadzi zwyczajną narrację, czasami podbarwioną drobnym żartem. „Jej wisienki” zatem to lektura nieambitna, ale też – nie odpychająca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz