Nasza Księgarnia, Warszawa 2019.
Bez kotów
Zosia z ulicy Kociej powoli zapomina o Chrisie, czasami rzuca na marginesie, że prawdopodobnie ma inną dziewczynę. Nie chodzi już na długie spacery, nie opisuje w swoim pamiętniku tego, czego nie chciała mówić koleżankom. Nie odnotowuje też obecności kolejnych kocich mieszkańców pod domem. A to z prostego powodu: chwilowo opuszcza ulicę Kocią. Dom ma zostać rozbudowany, tak, żeby każdy miał własny kąt – po powiększeniu się rodziny ma to sporo sensu. Przy okazji stanowi to szansę na wytchnienie od tego, co doskonale znane. Tym razem Agnieszka Tyszka robi się nieco sentymentalna, ale pozwala bohaterom funkcjonować razem i panuje nad gwarną, twórczą gromadką tak, że tom „Zosia z ulicy Kociej na wygnaniu” czyta się bardzo dobrze.
Powraca autorka do najbardziej klasycznej wersji opowieści, bez rejestrowania zapisków Mani (za to z jej słowotwórczymi popisami). Ciotka Malina nie musi wymyślać bohaterom zajęć – dzieci już same wiedzą, jak zabrać się do tworzenia, kiedy robi się choć odrobinę nudno. I przy tym wszystkim przez cały czas jest wesoło, gwarnie i ciekawie. Dzieje się mnóstwo, ale trudno byłoby zabrać się za streszczanie fabuły, bo Agnieszka Tyszka stara się bardziej imitować rejestrowanie codzienności, z jej wszystkimi zaskoczeniami i niespodziankami dla bohaterów. Kuzyn Zosi, ten, który zawsze imponuje wszystkim oczytaniem i popisuje się znajomością kolejnych publikacji, tym razem przycicha: przeżywa własny stan zakochania, co uświadomi maluchom, że to zjawisko dotyka każdego. Mania wymyśla rozmaite nazwy na oswajanie rzeczywistości – jej przekręcanie wyrazów osiąga apogeum, a autorka w pewien sposób zyskuje tutaj szansę dyskretnego przenoszenia odbiorców w przeszłość, do poprzednich części tomu. Kiedy pojawiają się koledzy „AGMIRAŁA PYPKA”, nie tłumaczy, skąd wziął się taki bohater – dzieci będą musiały same przewertować pierwsze tomiki i sprawdzić, o co chodzi Mani. Bez tego również da się czytać książkę, ale autorka wie, jak wzbudzić ciekawość.
Zosia poza tym, że opisuje pozornie zwyczajne wydarzenia (które w jej ujęciu wybrzmiewają jednak magicznie, Agnieszka Tyszka tworzy dla młodszego pokolenia coś, czym dla dzisiejszych rodziców w ich wieku nastoletnim była Jeżycjada), jest w stanie przemycać w swoich refleksjach również porady i wskazówki dla czytelników. Czasami odnosi się do świata pozaliterackiego, niebezpośrednio, unika ocen i oczywistych komentarzy – ale ma swoje zdanie, którego nie boi się wypowiadać. Funduje w ten sposób odbiorcom szereg zagadek, zapewnia rodzaj szyfru. Rodzina Zosi z ulicy Kociej jest lekko zwariowana: Mania gra pierwsze skrzypce, kuzyni i najmłodsze pokolenie wprowadzają dziki chaos. Mama – NIH – dąży do porządku i przesadza czasem w swoich staraniach bycia odpowiedzialnym i dorosłym człowiekiem, tata jest wyrozumiały i na wszystko wszystkim pozwala, ale kiedy trzeba załagodzić sytuację, bierze sprawy w swoje ręce. Ciotka Malina za to uświadamia, że nudzić się nie ma sensu – i uczy twórczego podejścia do rzeczywistości. Dzięki takiej gromadce nie tylko otrzymują dzieci ciekawą lekturę, ale też rodzaj literackiego azylu. Całość ilustruje – fantastycznie, chociaż dyskretnie – Agata Raczyńska. I taką Zosię z ulicy Kociej odbiorcy lubią najbardziej. Dobrze, że seria wciąż się rozrasta – wśród propozycji Agnieszki Tyszki dla najmłodszych „Zosie” zasługują na szczególną uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz