Znak, Kraków 2019.
Radość istnienia
Chodzi sobie Grzegorz Polakiewicz, przemierza ogromne przestrzenie, udaje się na osobiste „pielgrzymki”, zaliczając dystanse, o których w pełni zdrowi ludzie nie chcą przeważnie nawet myśleć. Ale ten człowiek własnym zachowaniem i życiową postawą próbuje przekonać innych, że nie ma rzeczy niemożliwych, warto spełniać marzenia, a do tego – zaufać Bogu. Jeśli ktoś nie lubi kaznodziejskich tonów i ciągłego odwoływania się do roli modlitwy, do dawania świadectwa i do wyznań religijności – nie znajdzie w tej książce wiele dla siebie, bo Polakiewicz jako autor przede wszystkim ma do wypełnienia misję: dzielenie się swoim podejściem do wiary, namawianie innych, żeby zwrócili się do Boga. Owszem, bywa to irytujące, męczące i tendencyjne, ale przez lekturę warto przejść z innego powodu. Oto człowiek, który po amputacji części nogi, zdobywa świat i przyjaciół, urzeka serdecznością, otwartością i pełnym optymizmu podejściem. Oto człowiek, który w każdym napotkanym – czy to przechodniu, czy bezdomnym – widzi kogoś, z kim warto porozmawiać, komu warto pomóc lub przynajmniej przynieść ulgę w cierpieniu. Bezinteresownie pomaga, wydaje się aż nienaturalny w swoim dążeniu do bycia dobrym w chrześcijańskim rozumieniu. A przecież dzięki takiej postawie przeżywa wiele przygód.
Pisze Grzegorz Polakiewicz między innymi o tym, kogo do tej pory spotkał na swojej drodze – i nie ma w tym chwalenia się znajomościami ani budowania wizerunku celebryty: taki przegląd może za to funkcjonować jak potężna dawka motywacji dla czytelników. Nieszablonowym podejściem do codzienności da się wiele zdziałać, a skoro autor nie nastawia się na nagrody ani na korzyści dla siebie – każdy dzień przynosi mu miłe niespodzianki. Wziął się Polakiewicz za napisanie książki o własnych doświadczeniach za namową kolejnych rozmówców, którzy docenili obfitość ciekawych spotkań i anegdot, jakie autor ma w zanadrzu. Jednak z narracją książkową, z dużą formą niezbyt dobrze sobie radzi: miała to być autobiografia, może wyznanie – wyszło trochę chaotycznie, pobieżnie i bez pomysłu. Dominuje nastawienie na nawracanie czytelników – dużo lepiej wypadłaby ta lektura jako forma zwierzenia, pokazywania konsekwencji własnych postaw – a nie ciągłego namawiania do wiary. Wystarczy już, że autor rejestruje kolejne „cuda” w swoim życiu, że omawia efekty spotkań z duchownymi i relacje z najsławniejszymi kościelnymi hierarchami – nie musi dodatkowo wciąż powtarzać, że wszelkie szczęśliwe zbiegi okoliczności to efekt modlitw. I to nie ze względu na ograniczenie grona czytelników, a z uwagi na to, że mógłby bardziej skupić się na rejestrowaniu kolejnych ciekawych doświadczeń przemawiających do odbiorców znacznie lepiej niż same deklaracje.
Na szczęście są jeszcze sławy, które będą po swojemu portretować Grzegorza Polakiewicza. Oczywiście, tworzyć mu laurki do książki-wizytówki, ale też – wprowadzać trochę uśmiechu i odsuwać patos. Komentarze przyjaciół to zawsze sposób na uzyskanie innego punktu widzenia na już zaprezentowane sytuacje – ale też dowód na to, dlaczego warto otwierać się na innych i być życzliwym wobec wszystkich. Naiwna trochę jest ta opowieść, ale dla autora ważna – stanowi bowiem jego portret, wyjątkowy sposób na autoprezentację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz