W.A.B., Warszawa 2019.
Prawo do zabawy
Bohaterka, która ma już dorosłe dzieci, Renata, dla podreperowania zdrowia udaje się do sanatorium. W sumie nie wiadomo, gdzie się uchowała, skoro zaskakuje ją informacja o tym, że to miejsce schadzek i łóżkowych podbojów: nie jest to przecież wiedza z ostatniej dekady, ale być może autorce potrzebna była postać niewinna i nielicząca na flirt. Zwłaszcza że wszystkie pozostałe kuracjuszki, o czym szybko na miejscu Renata się przekonuje, przybyły tu przygotowane na agresywny podryw. Większość upatruje sobie na ofiarę wycofanego i ponurego przystojnego lekarza, byłego kardiochirurga, w sanatorium też w roli pacjenta. Renata na umizgi i lekcje uwodzenia jest odporna. Przynajmniej na razie. Wydaje jej się, że skoro jest po pięćdziesiątce, nie powinna już szukać miłości, a poza tym – nie chciałaby się do nikogo przywiązywać z obawy przed zranieniem. Stopniowo jednak dociera do niej to, co powiedziała jej córka: powinna zmienić przyzwyczajenia, otworzyć się na nowe znajomości i zobaczyć, co się stanie. Każdy przecież popełnia błędy (zresztą owa córka przeżywa właśnie rozstanie z ukochanym, szefem, z którym romansowała – co kosztuje ją też utratę pracy), nie warto jednak rezygnować z pięknych wspomnień.
W sanatorium Renata trafia do pokoju z przebojową Jolką i chociaż początkowo chce wypełniać zalecenia lekarzy, chodzić na zabiegi, jeść, co podadzą i realizować plan zdrowienia, w końcu wpada w wir życia towarzyskiego. Zaczyna stroić się w pożyczone sukienki i szpilki, chadzać na dyskoteki i wymykać się do restauracji na pożywne (ale pyszne, w odróżnieniu od sanatoryjnych) śniadania. Powoli też klaruje się sytuacja z Pawłem, lekarzem, który ma za nic podrywające go kuracjuszki, a na Renatę zwraca uwagę zapewne na prawach kontrastu. Zaczyna się sanatoryjny romans, jakich wiele.
Fabułą Agnieszka Szacka nie ma szansy nikogo zaskoczyć, od początku wiadomo, jak potoczy się sytuacja, co zrobi Renata i jak się to dla niej skończy – prawa gatunku są nieubłagalne i pod tym względem nie ma co liczyć na odejście od schematów. W narracji natomiast autorka wybiera prostotę i wplatane tu i ówdzie porady dla odbiorczyń. Dzisiejsza pięćdziesiątka (na karku) jest jak trzydziestka, powinny o tym czytelniczki pamiętać i nie dać sobie wmówić, że mają z czegokolwiek rezygnować. Uroki życia są dla nich, podobnie jak romanse i flirty – wszystko jedno, czy chwilowe, pod wpływem impulsu i bez możliwości kontynuacji w prawdziwym życiu, czy też trwałe, prowadzące do głębokiej relacji. Renata dopiero w sanatorium i od wyzwolonych koleżanek uczy się, jak się bawić, poznaje na nowo uroki seksu (bo autorka od mocnych scen łóżkowych nie stroni). Grunt to niczego nie żałować, nauczyć się zabawy i beztroski, która u młodych kobiet może sporo zniszczyć, za to u tych dojrzałych – nie ma już złych konsekwencji. Renata nie musi od razu zamieniać się w drapieżną harpię, która poluje na każdego pana, jaki pojawi się w sanatorium, ale przekonuje się, że trochę luzu się przyda. I po to Szacka pisze tę prostą historię. W samej opowieści często wplata cytaty z evergreenów, piosenki, w których odbiorczynie znajdą ślady własnych miłych wspomnień. Za to nie do zniesienia jest maniera powtarzania znaczeń: jeśli coś się już powie, to dodanie synonimu po przecinku tylko osłabia wypowiedź, powinna sobie autorka to mocno przemyśleć (w jej ujęciu zapewne brzmiałoby to „przemyśleć, przestudiować”). Czytelniczki nie są głupie, a jeśli coś nie dotrze do nich za pierwszym razem, to cała masa synonimów tego nie zmieni. Prosta to powieść, ale kierowana do odbiorczyń zbliżonych wiekiem do bohaterki – więc trafi w odpowiednią grupę fanek literatury kobiecej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz